To było przed Wielkanocą 2001 roku. Zobaczyłam gromadkę wesołych zajączków na okładce i przepadłam. Musiałam je mieć. Chwilę się zastanawiałam, ale w końcu wysupłałam 7,90 PLN (jako początkująca nauczycielka, każdą złotówkę, którą miałam wydać, kilka razy obracałam w ręku i zastanawiałam się, czy aby na pewno dany zakup jest konieczny) i stałam się posiadaczką nr. 4 "Anny" - czasopisma z "najpiękniejszymi robótkami ręcznymi", gwarantującego "radość, satysfakcję" i będącego niezawodnym "sposobem na nudę" (to mi akurat nigdy nie groziło, zawsze mam więcej pomysłów niż czasu na ich zrealizowanie).
Zawartość tego kwietniowego numeru była niezmiernie różnorodna i wprost nie mogłam się zdecydować od czego zacząć. W końcu stanęło na obrusiku z fiołkami (chyba gdzieś się przewinął jako tło zdjęć, ale nie jestem pewna). Zajączki zostały odłożone na później i... do tej pory nie zostały wyszydełkowane, bo pojawiły się następne numery "Anny" i następne wspaniałe wzory i projekty. Po dwóch latach kolekcjonowania kolejnych wydań stwierdziłam, że inspiracji jest już tyle, że należy chyba troszkę odpuścić i kupować tylko te numery, w których jest coś rzeczywiście wyjątkowego. Roczniki 2003, 2004 nie są już kompletne, ale i tak stos "Ann" jest całkiem pokaźny. Sporo projektów udało mi się doprowadzić do końca, ale w dalszym ciągu jest bardzo dużo takich, do których chciałabym jeszcze kiedyś sięgnąć.
Zawartość tego kwietniowego numeru była niezmiernie różnorodna i wprost nie mogłam się zdecydować od czego zacząć. W końcu stanęło na obrusiku z fiołkami (chyba gdzieś się przewinął jako tło zdjęć, ale nie jestem pewna). Zajączki zostały odłożone na później i... do tej pory nie zostały wyszydełkowane, bo pojawiły się następne numery "Anny" i następne wspaniałe wzory i projekty. Po dwóch latach kolekcjonowania kolejnych wydań stwierdziłam, że inspiracji jest już tyle, że należy chyba troszkę odpuścić i kupować tylko te numery, w których jest coś rzeczywiście wyjątkowego. Roczniki 2003, 2004 nie są już kompletne, ale i tak stos "Ann" jest całkiem pokaźny. Sporo projektów udało mi się doprowadzić do końca, ale w dalszym ciągu jest bardzo dużo takich, do których chciałabym jeszcze kiedyś sięgnąć.
I tak sobie wymyśliłam, że w tym roku spróbuję na każdy miesiąc wybrać jakąś jedną robótkę, która od momentu zakupienia danego numeru chodziła mi po głowie i w sposób twórczy ją zrealizować. W sposób twórczy, tzn. nie dokładnie tak, jak jest w gazetce, ale jakoś przetworzyć motyw.
Zadanie dość ambitne, bo wiadomo, że z czasem bywa różnie, ale spróbować można. Jednocześnie może uda się niektóre projekty wpisać w zabawę, którą zaproponowała u siebie Renia. Jeśli powstaną jakieś okolicznościowe ozdoby, umieszczę je pod takim banerkiem:
To na początek "Zimowe opowieści".
Propozycja "Anny" prezentuje się tak:
A oto moje przetworzenie:
Kryształkowy motyw
został wyhaftowany trzy razy i obszyty patchworkiem. To trzecia próba w zakresie tej techniki, więc jest sporo niedociągnięć, ale na zdjęciu są mało widoczne (mam nadzieję ;).
I ostatni kryształek, również na plastikowej kanwie, będzie służył jako zakładka. Jest jeszcze w fazie wykańczania, gdyż białe tło okazało się bardzo mulinochłonne i trzeba uzupełnić zapasy.
Pierwszą część projektu udało się zrealizować w terminie w dużej mierze dzięki feriom. Jak będzie dalej, zobaczymy. Do lutowej robótki mam już wszystkie materiały, więc pozostaje zabrać się do pracy. Trzymajcie kciuki!
Pozdrawiam kryształkowo :)