W zeszłym roku w sierpniu, podczas jednego z porannych spacerów było tak zimno, że zatęskniłam za lekkimi (wszak to jeszcze lato!) mitenkami i czapeczką. Przejrzałam zapasy bawełnianych włóczek i znalazłam kilka motków grubego kordonka écru i nieco cieńszego różowego. Z tego cieńszego postanowiłam robić podwójną nitką, a żeby nie było zbyt cukierkowo, dołożyłam trochę fioletu.
Czapeczka powstała błyskawicznie, ale z noszeniem postanowiłam poczekać, aż skończę niewielką chustę. Szydełkowałam ją przy akompaniamencie muzyki Chopina, słuchając kolejnych uczestników zeszłorocznego Konkursu Chopinowskiego.
W tzw. międzyczasie zrobiło się na tyle chłodno, że trzeba było sięgnąć po grubsze otulacze, robótkę więc odłożyłam. Wróciłam do niej wiosną, chustę skończyłam, zrobiłam kilka okrążeń jednej mitenki i znowu utknęłam. Niepełny komplet zaczęłam nosić, ale pokazać go postanowiłam dopiero w pełnej krasie. Trzeba było dopiero Konkursu Wieniawskiego, żebym wróciła do mitenek i przy akompaniamencie muzyki, tym razem skrzypcowej, błyskawicznie je skończyła.
Obawiałam się, że kolorowej włóczki mi nie starczy (obawy okazały się na wyrost), dlatego w mitenkach dominuje mało fotogeniczny écru. Nie są może zbyt kształtne, ale chronią dłonie przed zimnem. Zdjęcia jakby trochę przymglone, ale to przecież jesień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wizytę i za miłe słówko :)