Bezchmurne niebo, promienne słońce i lekki mróz - ostatnia sobota lutego pachniała już przedwiośniem.
Słońce wschodzi coraz wcześniej (dziś ponad kwadrans przed siódmą), tak więc żeby witać je na Wilczych Dołach, trzeba byłoby zbudzić się przed szóstą, a na to mnie raczej nie stać. Gdy dotarłam na miejsce, większość terenu był już skąpana w słonecznym blasku.
Najpierw coś dla ciała (ciasteczka owsiane z bananem i różnymi innymi dodatkami robione na oko wyszły nadspodziewanie smacznie) i dla ducha (Psalm 8 i rozważania Jana Pawła II na jego temat).
O Boże, Panie nasz, jak sławne jest Imię Twoje
aż po krańce ziemi! (Ps 8,10)
Potem poszukiwania roślinki do zdjęć. Padło na kępkę wyschniętej babki lancetowatej (tak mi się przynajmniej wydaje, sądząc po resztkach liści, ale być może się mylę).
Oprócz tego kilka miejsc, które za parę lat będą pięknymi brzozowymi zagajnikami.
No i oczywiście dąb, dziś na tle czystego błękitu.
I jeszcze jedno piękne drzewo.
Sobotnie pozdrowienia z Wilczych Dołów :)
Piękne zdjęcia Olu. Też mi się wydaje, że to babka lancetowata. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Cieszę się, że mamy to samo zdanie w sprawie babki lancetowatej ;)
UsuńJakie piękne niebo.
OdpowiedzUsuńTeż byłam nim zachwycona :)
Usuń