Po chłodnym, szarym, z rzadka przetykanym przejaśnieniami tygodniu słońce od świtu próbowało przedrzeć się przez warstwę chmur. Tym razem się udało, i to na dłużej.
Temperatura nadal niska (siedząc i popijając kakao tylko dlatego nie czułam chłodu, że byłam ubrana w tę samą kurtkę i kamizelkę, którą nosiłam zimą - jedynie ilość spodnich warstw się zmniejszyła;), ale słoneczna jasność nastraja optymistycznie.
Łubiny znowu musiały ustąpić, tym razem kosaćcom rosnącym wzdłuż Wójtowianki.
Zbliżenie makro nie jest w stanie objąć całego kwiatu, ale pięknie widać detale.
Padające w tym tygodniu deszcze zostawiły ślady w postaci urokliwych rozlewisk na dnie zbiornika, odbijających coraz intensywniejszy błękit nieba.
Zieleń też zyskała na intensywności, a kwiaty na bujności - zarówno te "dzikie", jak i posadzone.
Do tych pierwszych należy na przykład udająca koniczynę komonica.
Do tych drugich z kolei niejaki limnantes z rodziny limnantesowatych. Jego ojczyzną jest Ameryka Północna, ale jak widać, w Polsce też czuje się całkiem dobrze.
W pudełku mleczna bułeczka (niestety planowane upieczenie focacci z czarnuszką nie doszło do skutku) i kilka suszonych moreli oraz śliwek, a w kubku nowy gatunek kakao pod nazwą "Spokój" (tym razem się nie rozchlapało, a zeszłotygodniowe plamy z kocyczka udało się sprać ;).
Ukaż się, Panie z Twoją mocą. (Ps 21,14a)
I na koniec obowiązkowe zdjęcie dębu.
Majowe pozdrowienia:)
Ależ bogactwo barw i kształtów w tym słonku.
OdpowiedzUsuńW słonku wszystko podwójnie cieszy 😀
UsuńJak tam pięknie... Serdeczności Oleńko.
OdpowiedzUsuńPięknie! Pełna zgoda:)
UsuńKwiaty i gra świateł jak zwykle zachwycają. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMnie też zachwycają! A sobota już pojutrze...
Usuń