niedziela, 13 lipca 2025

Duc de Wellington (1)

Mam pozaczynanych kilka robótek, ale żadna nie komponuje mi się z czasem wakacyjnym. Ani ostatni element Zimowego Zestawu Spacerowego, ani bieżnik wielkanocny z pisankami, ani bożonarodzeniowa makatka. Nie pozostaje nic innego, jak zacząć kolejną pracę (wiem, niezbyt dobrze się to kończy - trzeba robić co jakiś czas remanenty, by mobilizować się do skończenia poszczególnych projektów). 

Od skończenia poprzedniej róży minęły już prawie dwa lata, czas najwyższy, by zacząć haftować kolejną.

Mulina dawno skompletowana.

Poduszeczkę do igieł ze starych zapasów udało się dopasować - nie trzeba było szydełkować nowej.

Zaczynam jak zwykle od środkowego krzyżyka.

Spróbuję utrzymać rytm cotygodniowego, niedzielnego haftowania i comiesięcznego pokazywania efektów. W przypadku poprzedniej róży bardzo się taki system sprawdził.

Różane pozdrowienia :)

sobota, 12 lipca 2025

Lipiec na Wilczych Dołach (2)


Wczoraj wieczorem niespodziewanie okazało się, że na poranny spacer zamiast w niedzielę mogę iść dziś, z czego skwapliwie skorzystałam. Pogoda jest mało lipcowa, rano było 13 stopni, a niebo pokrywały szare chmury, które jednak wyglądały bardzo dekoracyjnie. 


W związku z tym, że spacer miał być niedzielny planowałam w sobotę upiec bułeczki twarogowe, by wziąć je ze sobą. Plany się zmieniły, więc w pudełku wylądował kupiony bajgel i mieszanka letnich owoców.


Pan jest moją siłą i tarczą. (Ps 27,7a)

Dość trudno było zrobić dobre zdjęcie dębowi na tle szarości.


Na szczęście kwiaty zapewniły trochę kolorów.

Fioletowy ostrożeń.




Niebiesko-fioletowy przetacznik.



Żółte wiesiołek.



Żółty jest również jeden spóźnialski łubin.


Reszta już z dawno przekwitła i zbrązowiała.


Miejmy nadzieje, że przyszły tydzień okaże się łaskawszy pogodowo.


Nominalnie letnie pozdrowienia :)



Wakacje - wreszcie!

Niby trwają już od dwóch tygodni, ale dla mnie zaczęły się dopiero wczoraj o godzinie 10.30, kiedy to zakończyłam ostatni szkolny dyżur. 


W tym roku żegnałam kolejnych Trzecioklasistów, a w pożegnaniach towarzyszyła nam doborowa grupka naszych klasowych maskotek. 

Pamiętacie Noni? W szkole pojawiła się w mojej poprzedniej pierwszej klasie czyli już... sześć lat temu. Na początku minionego roku szkolnego postanowiła co tydzień spędzać weekend u innego dziecka. Zaczęła od weekendu u mnie (załapała się nawet do Kalendarza Dobrych Chwil), a potem tak jej się spodobało, że absolutnie nie miała ochoty rozstawać się z tegoroczną trzecią klasą i postanowiła od września spróbować swoich sił w klasie czwartej. Zabiera ze sobą Marcjannę i Damazego (kolejne wcielenia Marcjanny i Dionizego z okresu pandemii). Wszyscy troje spędzają wakacje u szczęśliwców, których wylosowali. Tylko Tilou - wilczek mówiący po francusku został u mnie. 

Noni przez cały rok prowadziła pamiętnik (wydrukowała nawet jego wersję elektroniczną dla każdego dziecka). W ostatnim wpisie żałowała, że to już ostatni miesiąc z ta klasą, ale była ciekawa nowych Pierwszoklasistów. Decydując się na pójście do klasy czwartej musiała znaleźć swoją następczynię. 

Są prawie identyczne, ale jak się dobrze przypatrzeć, można znaleźć różnice. "Stara" Noni nosi na szyi kluczyk, którym zamknęła klasę 3 i zamierza otworzyć czwartą.

Ciekawe jak nowej Noni będzie się wiodło w kolejnej pierwszej klasie ;)

Wakacyjne pozdrowienia :)

Takie zadanie do pokolorowania dostałam od jednej z uczennic. Mam nadzieję, że dobrze się z niego wywiązałam ;)


niedziela, 6 lipca 2025

Lipiec na Wilczych Dołach (1)

Zgodnie z zapowiedzią w tym tygodniu spacer przypadł na niedzielny poranek. Wyszłam z domu przed szóstą wiec z początku było rześko, a i na miejscu czuć było chłodny powiew. 

W planie było fotografowanie krwawników w odcieniach od bieli po ciemny róż.

Kwiatki tańczyły na wietrze, więc niektóre trzeba było przytrzymać, ale mimo to ostrość szwankuje.

Oprócz tego na potęgę kwitnie marchew zwyczajna tworząc malownicze kępy.

Kolorystykę przełamują omany.

W pudełku znowu kupione pieczywo i morele. Mandylion z obliczem Jezusa z XIV-wiecznego Graduału znajdującego się w zbiorach seminarium w Pelplinie.

Twojego oblicza zawsze pragnę szukać. (Ps 27,8b)

Na niebie cirrusy, cumulusy i stratusy.

Za dębem niewiele błękitu.

Gorąco zaczęło się robić, gdy już wracałam. 

Lipcowe pozdrowienia :)

poniedziałek, 30 czerwca 2025

Wilcze Doły w czerwcu





Ten ostatni to dwudziesty szósty kolaż - jestem na półmetku tegorocznych porannych spacerów. W lipcu prawdopodobnie zmieni się ich termin z sobotniego na piątkowy lub niedzielny. Mam nadzieję jednak, że utrzymam regularność :)

Półmetkowe pozdrowienia ;)

niedziela, 29 czerwca 2025

Raz na różowo czyli powitanie lata

Tak jak wspomniałam w wiosennym wpisie, obmyślanie szczegółów letniego pikniku rozpoczęłam już w marcu. Początkowo kolorem przewodnim miał być słoneczny żółty, ale ostatecznie padło na różowy - kolor wielu letnich kwiatów.

Zaczęłam od wizyty w ogrodnictwie i wyszukania nasion kwiatów, które można jeszcze posiać pod koniec czerwca.

Dorobiłam do nich etui wykorzystując resztki papierów, które wygrałam kiedyś w candy u Anetty z Jamiołowa. Rozlosowałyśmy je między siebie i mamy zamiar kwiatki posiać i dokumentować ich wzrost ;)

Obmyśliłam różowe menu (szczegóły poniżej) i udałam się do supermarketu z zamiarem zakupienia różowych serwetek i ewentualnie talerzyków i kubeczków. Jak na zmówienie na półce z akcesoriami urodzinowymi czekały na mnie różowe talerzyki, różowe serwetki w złote kropki i kubeczki z różowymi kwiatkami. 

Z sąsiedniej półki, plastikowe pojemniki z różowymi wieczkami wołały do mnie: "Kup nas, kup nas" - nie mogłam się oprzeć, podobnie jak całkiem niedrogim butelkom termicznym (jedna szara dla przełamania monotonii kolorystycznej). Jeszcze tylko różowe wstążeczki dla szklanych butelek i można było zabrać się za działalność kuchenną.

Co znalazło się w różowych (i zielonych, pozostałych po powitaniu wiosny) pojemnikach? 

Tarta z botwinką, rzodkiewki i ogórki, szynka, dwa rodzaje twarożku - z cebulką i z malinami oraz maliny solo. W szklanych butelkach kompot z rabarbaru, którym wzniosłyśmy toast na cześć lata, w metalowych kawa i herbata (rabarbarowo-porzeczkowa). Do tego jeszcze arbuz, czereśnie i pyszne piernikowe ciasteczka przywiezione przez uczestniczki pikniku.

Pogoda dopisała cudnie. Słońce raz po raz chowało się za chmury, wiatr przyjemnie chłodził, więc moje obawy, że nie wytrzymamy zbyt długo bez cienia okazały się płonne. Przygotowane kapelusze okazały się zupełnie nieprzydatne, tym bardziej, że wiatr próbował je porwać. Spędziłyśmy w piątkę wspaniały czas rozmawiając, śmiejąc się, ciesząc swoją obecnością i ładując akumulatory pozytywną energią.

Oczywiście jesteśmy już umówione na kolejne, tym razem jesienne spotkanie.

Niech  żyje lato!