Teresa Rudowicz,
rubin (jedyny taki)
zrymuj mnie – prosisz – więc dobieram słowa
które pasują do naszego razem
nie ma ich dużo dopiero się rodzą
dopiero wstają i chcą się wydarzyć
od czego zacząć – może od Stawiska
tam cię znalazłam w parkowej alei
W szumie brzeziny w tataraku iskrach
nagłego bólu a jednak istniejesz
jesteś realny – nie muszę cię zmyślać
ścierać na proszek korzenia werbeny
mamrotać zaklęć sypać do ogniska
ziół wielorakich i kręgów kamieni
nie muszę tworzyć – wszystko się zamyka
w dwóch słowach prostych – znasz je doskonale
piąta esencja piąta tajemnica
wszechrzeczy
Fauście - właśnie ją dostajesz
Błękitny Zamek
wtorek, 3 grudnia 2024
Kolekcja na lata 20-te - Le Grand ABC botanique (25)
niedziela, 1 grudnia 2024
Kalendarz Dobrych Chwil (49)
wtorek, 26 listopada 2024
Z czystej wełny
W zeszłym roku pod choinkę dostałam elegancki szalik z czystej wełny. Po przeglądzie całej mojej kolekcji czapek stwierdziłam, że żadna tak do końca do niego nie pasuje. Dokonałam więc przeglądu zapasu włóczek i znalazłam kilka motków również czystej wełny, które są pamiątką po mojej E. Zaczęłam od mitenek z tego wzoru.
Poszło szybko, więc przeszłam do czapki.
Zrobiłam kilka rzędów i utknęłam. Robiło się coraz cieplej, więc odłożyłam robótkę na bliżej nieokreśloną przyszłość. W październiku dostałam w prezencie kolejny szal, do którego mitenki i tworząca się czapka świetnie dopasowały się kolorystycznie.
Wróciłam do robótki i tym razem udało mi się skończyć.
Sporo zrobiłam 11 listopada, kiedy to planując dobrą chwilę do Kalendarza usiadłam w fotelu przy zapalonej świecy i podjadając rogala z białym makiem oraz popijając go herbatką, spokojnie sobie szydełkowałam.
Ostatecznie do Kalendarza trafiła inna chwila, ale czapka na tym zyskała.
Sesję fotograficzną postanowiłam zrobić w plenerze, wykorzystując pierwszy tej jesieni śnieg, który zasypał Wilcze Doły. Gdy pojawiłam się tam w ostatnią listopadową sobotę przed 8 rano, niebo było szczelnie zasnute ołowianymi chmurami.
Niezrażona szarością położyłam czapkę i mitenki na stoliczku pokrytym warstwą śniegu i w tym momencie przez chmury zaczęło przedzierać się słońce.
Z chwili na chwilę widać było więcej błękitu.
Wracałam może nie w pełnym słońcu, ale jak na listopad to przy pięknej pogodzie.
Poranek wcale tego nie zapowiadał. Jak w życiu. Szara codzienność od czasu do czasu zostaje rozświetlona niespodziewanymi rozbłyskami światła.
Jesienno-zimowe pozdrowienia :)
niedziela, 24 listopada 2024
Kalendarz Dobrych Chwil (48)
Listopadowy, sobotni poranek. Niebo szczelnie zasnute szarymi chmurami, temperatura około zera, drugą noc z rzędu prószył śnieg, więc wokół sporo bieli. Prognozy przewidują przejaśnienia dopiero około 9, mimo to mam nadzieję, że słońce przedrze się przez ołowiane chmury trochę wcześniej. Idę na Wilcze Doły i po drodze trochę tę nadzieję tracę. Przed 8 jestem na miejscu i po chwili widać pierwsze fragmenty błękitu. Wypiłam kawę, sfotografowałam nową czapkę i mitenki, snując paralele pomiędzy aktualną pogodą, a codzienną szarą rzeczywistością w najmniej spodziewanych momentach rozświetlaną krótkimi rozbłyskami słońca. To były dobre chwile, pełne wdzięczności.
Niedzielne pozdrowienia :)
środa, 20 listopada 2024
Na stół i do zdjęć
Dodatkowo do fotografowania kartek z kolekcji na lata 20-te staram się dobrać pasującą kolorystycznie serwetkę. Miałam tu pewne braki i tak do chabrów powstała serwetka niebieska, a do werbeny - jasnoróżowa.
niedziela, 17 listopada 2024
Kalendarz Dobrych Chwil (47)
czwartek, 14 listopada 2024
Kolekcja na lata 20-te - Le Grand ABC botanique (24)
Wyhaftowaną jako ostatnią watsonię sfotografowałam w jesiennej scenerii, więc pokazuję ją w listopadzie, choć miała kończyć kwiatowy alfabet. W kolejce czekają jeszcze dwie kartki.
Poszukiwania naturalnego okazu spełzły na niczym, cebulki w sklepach internetowych były niedostępne. Ścięłam więc przekwitające rudbekie i dołączyłam pomarańczową dynię, żeby zachować gamę kolorystyczną.
Trawnik zasłany opadającymi liśćmi jabłoni stworzył odpowiednie tło.
Również poszukiwania wiersza z watsonią zakończyły się fiaskiem (czego raczej należało się spodziewać), zamieszczam więc w zastępstwie wiersz z dynią, w nawiązaniu do sesji fotograficznej.
Halina Poświatowska
***
jestem jak gwiazda
gotowa w każdej chwili
zsunąć się z nieba
runąć we wszechświat
jestem jak owoc dyni
dojrzały gotów rozpęknąć
i wydać ze swego wnętrza
plon ziarna
jestem jak rozdeptany ptak
w agonii
rozczesujący dziobem skrzydła
podziwiający ich wietrzną konstrukcję
jestem jak błysk słońca
na ciemnym metalu drzwi
które prowadzą we wszechświat
Pozdrowienia tym razem dyniowe ;)