sobota, 31 stycznia 2015

Jabłkowa opowieść (1)



Ananas berżenicki - styczeń 2015

Zaczęło się od pogawędki o jabłkach w pewnej bardzo miłej Księdze Gości. Była mowa o urokach jesiennego sadu, o zbieraniu malinówek, o sposobach przetwarzania tych jabłek, o rzadkości ich występowania w dzisiejszym świecie, o trudnościach, jakie napotykają ogrodniczki chcące wyhodować malinówki w swoim ogrodzie oraz o tęsknocie za niepowtarzalnym smakiem przywodzącym na myśl dzieciństwo.

 ***
Gdy moja Mama wprowadziła się prawie 60 lat temu do domu, w którym obecnie mieszkam, jabłoń - prawdziwa, staroświecka malinówka już rosła i była sporym drzewem. Być może została posadzona w momencie zakładania ogrodu przez pierwszych właścicieli, a więc w latach 30-tych XX w.

Malinówka - styczeń 2015

Owoce, które rodzi prawie co roku są ciemnoczerwone, mają biały, kruchy miąższ pocięty różowymi żyłkami, ich smak i aromat jest wyjątkowy. Bywają lata, że jemy jabłka pod wszystkimi możliwymi postaciami, a wszyscy nasi znajomi są obdarowywani całymi torbami owoców.




Zdarzyły się nawet przyjątka tematyczne, podczas których jabłka były motywem przewodnim zarówno w potrawach, jaki w wystroju stołu.

***

Nostalgia za prawdziwymi malinówkami wyrażona przez przemiłą Gospodynię wspomnianej Księgi Gości nasunęła mi myśl, by sporządzić jabłkową przesyłkę. Niewielka skrzynka zawierająca kilkanaście jabłuszek opakowanych w szary papier została wysłana do Ulubionej Autorki. Dwa dni później dostałam przeuroczego maila, zaś tydzień później...

Ciąg dalszy "Jabłkowej opowieści" już za miesiąc, a na zakończenie mała zagadka.
Jabłko jest dość częstym motywem literackim. Można je znaleźć w poezji, w prozie. Oto przykład:

„Pośrodku pokoju tuż pod sufitem była duża belka, ją to zabrał Maciuś na własność. W dzień skakał po niej tam i z powrotem, w nocy zasypiał na niej w jednym kącie, przytulony do ściany. (…)
Ale zimą pokładła mamusia na belce zimowe jabłka. Pokładła je trzema rzędami, a dla Maciusia z całego królestwa został jedynie kącik przy ścianie do spania. Maciuś nie lubił zimowych jabłek, ale Renia je lubiła. Często zdzierała główkę do góry i patrzyła jak się czerwienią pod sufitem. Czerwieniły się tam wysoko, a pachniały w całym mieszkaniu.
Co dzień po kolacji mamusia podnosiła Renię wysoko do samej belki i Renia wybierała trzy najładniejsze jabłka: dla siebie, dla mamusi i dla tatusia. Ale to było zawsze tylko raz na dzień, po kolacji, a Renia chciałaby trzy albo i sto razy! A najlepiej, żeby mogła wciąż siedzieć tam, na belce, jak Maciuś, toby dopiero się najadła jabłek!
Powiedziała to raz Maciusiowi, ale on zaćwierkał coś po swojemu i uciekł na piec, jakby wcale nie chciał słuchać. A jednak tego samego dnia stała się rzecz dziwna: po obiedzie, akurat gdy mamusia postawiła przed tatusiem szklankę z herbatą, łomot! bęc! – i na stół przed Renią spadło czerwone jabłko…
- A to co? – wszyscy spojrzeli na belkę: na pustym miejscu po spadłym jabłku siedział Maciuś i chwalił się wesoło patrząc na Renię: - Ciuś, ciuś, ciuś! – że to on tak rzucił to jabłko.
Wszyscy się śmieli, mamusia pozwoliła Reni jabłko zjeść, a Renia podziękowała Maciusiowi. Od tego dnia Maciuś tak często zrzucał jabłka, że wkrótce zabrakło ich na belce. Ale zabrakło już i śniegu na dworze. Zrobiło się ciepło, zrobiło się zielono. Była wiosna.”

Z jakiej książki pochodzi ten fragment? Jeżeli ktoś potrafi odpowiedzieć na to pytanie bez pomocy internetu, jest proszony o wpisanie tytułu i autora książki w komentarzu. Pierwsza poprawna odpowiedź zostanie nagrodzona.

wtorek, 27 stycznia 2015

Ptaszki, ptaszęta, ptaszorki...


Zachwycona feerią barw jesiennych ptaków u Jareckiej oraz ujęta prostotą i szczegółowością instrukcji, jak wykonać takie ptaszę, postanowiłam wykorzystać przerwę świąteczno-noworoczną na stworzenie kilku latających stworków. Sięgnęłam do rozmaitych kolorowych resztek włóczek, kordonków, nawet muliny i proszę.

Oto co z tego wyszło:


Nie miałam w domu filcu, więc dziobki zostały też wyszydełkowane, a oczy zupełnie przypadkowo zrobiły się bardzo "dosłowne" ze względu na dwa rozmiary cekinów i kilka ściegów tworzących coś w rodzaju rzęs.

Niektóre ptaszęta zostały zrobione na specjalne zamówienie złożone podczas imprezy sylwestrowej.

- Ciociu, ja bym chciała takiego fioletowego ptaszka. I możesz na nim wyhaftować, że nazywa się Violetta? Przez "V".
- Jasne! I przez dwa "T"?
- Tak! A dla O. i A. też mogłabyś zrobić ptaszki?
- Pewnie! Też fioletowe i też z imionami?
- Tak.
- To jak się będą nazywały?
- Jeden...Śliweczka, a drugi... Winogronko!
- Załatwione!

I tak tydzień później trzy dystyngowane ptaszorki:







poleciały, troskliwie opakowane w bąbelkowe koperty, do swoich nowych właścicielek.

Pozostałe trzy ptaszki, nazwane naprędce Jedwabek, Melonek i Limonka zostały wręczone Drugoklasistom, jako nagrody za najciekawsze pamiętniki bożonarodzeniowe.

I nagle zrobiło się pusto na biurku, mało kolorowo. Musiała więc powstać kolejna tura ptasząt, ale o tym następnym razem.

CDN.


poniedziałek, 19 stycznia 2015

Dzień dobry :)

Całkiem niedawno, zupełnym przypadkiem zawitałam do Krainy Blogów Robótkowych. Zawitałam i wsiąkłam na dobre. Jakie cudeńka można tu znaleźć! Jacy ciekawi ludzie pokazują swoje dzieła! Nie wiem doprawdy, dlaczego wcześniej nie trafiłam do tej krainy.

Rozmaitymi robótkami zajmuję się od dawna. Jest na to dowód:



Na tym zdjęciu mam jakieś 5 lat i mama uczy mnie haftować krzyżykami.

Potem już sama zgłębiałam tajniki szydełkowania, robienia na drutach, szycia. Nikt właściwie mi niczego nie pokazywał, oprócz szydełkowego łańcuszka, szydełkowych oczek ścisłych oraz prawych i lewych oczek na drutach. U koleżanki podejrzałam, jak się robi słupki. Było to na lekcji ZPT (kto pamięta jak w całości nazywał się ten przedmiot?). Pani zadała temat dowolny - każdy przynosił dowolne materiały i robił to, co chciał. Koleżanka przyniosła szydełko, a ja chyba jakieś wyszywanie. Do reszty doszłam sama analizując zdjęcia w różnych książeczkach i pismach. I tak od dobrych..., nie, nie powiem ilu lat zawsze mam zaczętą jakąś robótkę.

Nie jest to twórczość na wielką skalę, a zaledwie miła odskocznia od codziennego zabiegania. Zazwyczaj bazuję na gotowych wzorach, głównie z czasopism robótkowych, choć teraz będę pewnie częściej sięgała po wskazówki internetowe.

Przeglądając i czytając rozmaite blogi poczułam, zaskakującą dla mnie, chęć stworzenia własnego miejsca, gdzie mogłabym pokazać, co robię. Chęć ta nie opuszcza mnie już prawie miesiąc, więc postanowiłam ostatecznie spróbować. Nie mam kompletnie doświadczenia w prowadzeniu bloga, więc będę się na bieżąco uczyć. Wybaczcie początkowe niedociągnięcia.

Może ktoś zajrzy i coś mu się spodoba, może się uśmiechnie, może znajdzie inspirację do własnego tworzenia.

Zapraszam do Błękitnego Zamku!