niedziela, 31 lipca 2016

Historia przedmiotu (7)

Wyszukałam go w małym sklepiku w Sevres pod Paryżem i  potraktowałam jako wzorzec francuskiego stylu i elegancji. Serwetnik ogrodowy. Brawa dla Kairaifraiante za odgadnięcie! :)


W Sevres spędziłam trzy tygodnie na stażu dla nauczycieli języka francuskiego. Choć nie widziałam wzorca metra i kilograma (przechowywane są w specjalnych sejfach i nie udostępnia się ich zwiedzającym) to i tak pobyt był bardzo owocny (był też trudny ze względu na moją ówczesna kondycję psychiczną, ale teraz, po piętnastu latach, staram się już tego nie pamiętać).
Olbrzymi budynek Centre International d'Etudes Pedagogiques z zegarem pośrodku frontowej fasady mieścił nie tylko sale wykładowe, seminaryjne, bibliotekę, ale również przytulne pokoiki jednoosobowe z łazienkami, kilka jadalni i miejsca wieczornych spotkań. 


źródło http://sevres-92310.fr/pages/ENS.html

Codziennie, po kilku godzinach zajęć z zakresu metodyki nauczania francuskiego jako języka obcego, z pobliskiej stacji metra ruszałyśmy z koleżanką na podbój Paryża. Muzea, kościoły, ogrody, bulwary, place, pasaże, wąskie zaułki i szerokie aleje. Luwr, Tuileries, Łuk Triumfalny, Musee d'Orsay, Montmartre, Sacre Coeur, Notre Dame, Place Vendome, Madelaine, etc, etc. Można było chłonąć atmosferę tego niezwykłego miasta wszystkimi zmysłami. A w soboty dalsze wycieczki zorganizowane przez CIEP - zamki nad Loarą, Wersal, wyjście do teatru. Nie zabrakło też rajdów po sklepach, galeriach handlowych, księgarniach. Szczególnie zapadła mi w pamięć wizyta w ogromnej księgarni edukacyjnej, gdzie można było kupić podręczniki do wszystkich przedmiotów. Nauczyciele francuscy po okazaniu legitymacji dostawali darmowe egzemplarze (tzw. specimen) wszystkich nowości przeznaczonych do nauczanego przez nich przedmiotu, które ukazały się w danym roku. "Ech, gdyby tak było w Polsce" - marzyłyśmy sobie z koleżankami.


Osobny rozdział pobytu stanowiły posiłki. Nie były wyszukane, ot zwykła "studencka" stołówka, mimo to miały w sobie to coś niepowtarzalnego, charakterystycznego dla kuchni francuskiej. Każde "dejeuner" - odpowiednik naszego obiadu - składało się z przystawki, dania mięsnego lub rybnego podawanego z jarzynami (i bardzo rzadko były to ziemniaki), zielonej sałaty (codziennie inny gatunek) z sosem vinaigrette, serów, kawy i małego deseru, najczęściej w postaci owocu. Wszystkie dania popijało się oczywiście winem. Podczas rozmów przy stole na tematy kulinarne usłyszałam najprostszy i jednocześnie najlepszy moim zdaniem przepis na klasyczny vinaigrette, który od tego czasu z powodzeniem stosuję: oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia i ocet winny w proporcjach 3:1 zmieszać i roztrzepać. W zależności od sałatki, do której się go podaje można dodać odrobinę soli, pieprzu, świeżych lub suszonych ziół.
Ostatniego popołudnia nie pojechałam już do Paryża, przeznaczyłam je za to na myszkowanie po małych sklepikach w Sevres. Oprócz prezentów dla Rodziny i Przyjaciół, chciałam sobie przywieść jakiś ładny drobiazg. Sklepik, w którym znalazłam mój serwetnik był ciasny, dość ciemny, chyba znajdował się w suterenie. Było w nim mnóstwo uroczych rzeczy, ale pojemnik na serwetki urzekł mnie najbardziej. Kupiłam go mimo dość sporych jak na pamiątkowy drobiazg rozmiarów (ledwo zmieścił się w wyładowanej książkami, notatkami i prezentami walizce). Nazwałam go ogrodowym, bo element przytrzymujący serwetki idealnie sprawdza się w plenerze, gdy zawieje wiatr.
 

Historia kolejnego przedmiotu sięga czasów przedwojennych. Jaki to przedmiot? - zgadnijcie!



Dzisiaj pozdrawiam Was przy akompaniamencie burzy i ulewy:) 
Podczas gromadzenia rekwizytów do sesji zdjęciowej serwetnika na niebie pojawiły się ciemne chmury. Fotografie robiłam już w pierwszych kroplach deszczu (na szczęście stół stoi pod dachem), dlatego wyraźnie zauważa się na nich niedobór światła. Nakrycie stołu było ewakuowane z altanki do jadalni w strugach ulewy. Nie udało się w związku z tym uwiecznić dzisiejszej ratatouille, która miała być ukłonem w stronę kuchni francuskiej. W sesji zdjęciowej wystąpił za to gościnnie, w roli drugoplanowej, niedzielny deser :)


Składniki: biszkopt, mus malinowy, śliwka, maliny, ozdoba czekoladowa, listek melisy,

I tu mała dygresja: wszystkie niedzielne desery powstają ze składników, które aktualnie mam w domu. Zazwyczaj nic wcześniej nie planuję, nie kupuję konkretnych produktów. Krótki rzut oka do lodówki, spiżarki, koszyka z owocami, latem do ogrodu, kilka stałych ozdób i jest. Stąd czasami połączenia mogą się wydać dziwne ;)

5 komentarzy:

  1. Z przyjemnością poczytałam o tym serwetniku i podparyskim szkoleniu. A czym jest nowy przedmiot, nie mam pojęcia. Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z przyjemnością poczytałam o tym serwetniku i podparyskim szkoleniu. A czym jest nowy przedmiot, nie mam pojęcia. Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tylko, że przedmiot jest bardzo użyteczny :) Odpozdrawiam :)

      Usuń
  3. Ech, to byly czasy:)))

    A do sosu nie dodajesz kapki musztardy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że nie. Wiem, że niektórzy dodają, ja mieszam tylko podstawowe składniki.

      Usuń

Dziękuję za wizytę i za miłe słówko :)