sobota, 30 czerwca 2018

Rok z amigurumi (6) - Biedronka Bernadeta

 
- Biedroneczko, leć do nieba, przynieś mi kawałek chleba!
Dziewczynka, na której paluszku postanowiła przysiąść na chwilę Bernadeta, z uśmiechem wyrecytowała znany wierszyk. Biedronka słyszała go już wielokrotnie i zawsze zastanawiała się, czy na którejś chmurce znajduje się może jakaś piekarnia, w której można byłoby poprosić o małą skibkę lub przynajmniej okruszek pieczywa.
 
Dotychczas nie wyprawiała się w wyższe rejony. Wolała latać blisko ziemi, tam gdzie rosły kolorowe kwiaty. W ich płatkach często ukrywały się pyszne mszyce, a z tego co Bernadeta słyszała, ludzie nie lubili tych smakołyków. Byli wdzięczni, gdy ktoś pomagał im się ich pozbyć. Ludzie woleli chleb.
 
Tym razem Bernadeta postanowiła polecieć wyżej, ponad kwiaty, krzewy, a nawet drzewa i sprawdzić, czy uda się spełnić dziecięcą prośbę. Niezwykle sympatycznej i uśmiechniętej dziewczynce nie sposób było odmówić. Do dalekiej wyprawy trzeba się odpowiednio przygotować. Bernadeta zdawała sobie sprawę, że lot do nieba wymaga sporej kondycji, rozpoczęła więc regularne treningi. Góra-dół, góra-dół, od korzenia po najwyższe gałęzie, i tak co najmniej pięćdziesiąt razy dziennie.

 
Pierwszą rośliną treningową została mianowana różowa budleja, która tego lata wypuściła wyjątkowo długie pędy. W rozkwitających stożkach zalęgło się całkiem sporo mszyc, tak więc można było połączyć przyjemne z pożytecznym i po każdej rundzie schrupać smaczną przekąskę.
 
Jako pomoc do drugiego etapu ćwiczeń biedronka wytypowała rajską jabłonkę. Miło było muskać od czasu do czasu skrzydełkami coraz intensywniej czerwone kuleczki jabłuszek.
 
Spośród drzew wyższych Bernadeta wybrała malinówkę. Zielone jabłka spodobały jej się mniej, ale gdzieś usłyszała, że gdy dojrzeją, nabiorą szlachetnej, niemal bordowej barwy.
 
Wreszcie po kilku tygodniach systematycznych ćwiczeń biedronka doszła do wniosku, że jest gotowa na wielką przygodę. Rano zjadła pożywne śniadanie, redukując znacznie ilość mszyc na jednym z różanych krzaków i pełna optymizmu wyruszyła w drogę.

 
Świat z coraz większej wysokości wyglądał naprawdę cudownie. Całe połacie zieleni przetknięte były tu i ówdzie kolorowymi kępami kwiatów w pełnym rozkwicie. Bernadecie najbardziej spodobały się wielobarwne hortensje. Począwszy od bieli, poprzez seledyn, błękit, liliowy fiolet, intensywny róż, aż po głęboki amarant i bordo.  


Oprócz tego floksy, rudbekie, aksamitki i jeszcze wiele, wiele innych gatunków, których nazwy trudno spamiętać. Okazało się także, że niektóre malinówki zaczynają już czerwienieć.

 
Mimo, że leciała coraz wyżej i wyżej, nigdzie nie mogła dostrzec niczego, co chociaż trochę przypominałoby chleb.

 
Zaczęło się ściemniać i Bernadeta stwierdziła, że pora wracać. Nie była robaczkiem świętojańskim, nie potrafiła sobie oświetlić drogi. Z daleka zobaczyła migocący płomyk i postanowiła polecieć w jego kierunku.
W ogrodowej altance siedziała cała rodzina: rodzice, dziadkowie, czwórka dzieci. Na stole stał zapalony lampion, koszyk z pieczywem, talerz z pomidorami i bazylią, deska z kilkoma gatunkami sera oraz dzbanek z herbatą. Wszyscy zajadali aż miło.
- Mamusiu, biedronka! – ucieszyła się najmłodsza dziewczynka – Biedroneczko, leć…  - zaczęła tradycyjny wierszyk, ale natychmiast się zreflektowała. - Nie, o tej porze jesteś już pewnie bardzo zmęczona. Nie musisz mi przynosić żadnego chleba. Zresztą, mamy go pod dostatkiem.
„I całe szczęście, bo nie udało mi się znaleźć w górze ani okruszynki” – pomyślała Bernadeta. „Ale co się naoglądałam cudowności to moje”.

6 komentarzy:

  1. Biedro-piłeczka :) Urocza.

    I jakie piękne hortensje!

    OdpowiedzUsuń
  2. :) absolutnie ujęła mnie przygoda B. i już nigdy, żadnej z jej koleżanek nie wyślę do nieba ;)
    A za maskotuchny wziąć się nie mogę :)
    A w ogóle widziałam w jakiejś cukierni ostatnio Twoją biedronkę :) z masy cukrowej ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z masy cukrowej, powiadasz? Słodka musiała być ;)

      Usuń
    2. Musiała, nie wiem nie próbowałam i nie spróbuję...ja Barbara, co bym słodkie i obrzydliwie słodkie też, mogła jeść w ramach wszystkich posiłków...mam mdłości ;> na widok masy cukrowej...tortów całych w masie cukrowej...
      Ale tak się zastanawiając to wszelkiej maści figurki, w tym biedronki, jako taki sympatyczny jeden dodatek dekoracyjny dziecięcego tortu...czemu nie ;) (byle nie jeść)
      Znowu się rozpisuję, ale to już ostatnie....nigdy nie potrafiłam tworzyć z modeliny, plasteliny :) może dlatego mi i masie nie po drodze ;)

      Usuń
    3. Coś w tym jest. Też mi nie po drodze z masą cukrową ;)

      Usuń

Dziękuję za wizytę i za miłe słówko :)