-
Uff! Nareszcie na miejscu - Judyta zmęczona długą podróżą z ulgą
przysiadła na gałązce wysokiej lipy. Nie przypadkiem wybrała właśnie to drzewo.
Wśród jego nagich gałęzi widać było charakterystyczne kule jemioły. Jemiołuszka
miała nadzieję, że znajdzie wśród jasnozielonych owalnych listków pyszne białe
kuleczki, które tak lubiła.
Coroczna podróż z Dalekiej Północy nad Wisłę była
długa i tym razem obfitowała w liczne niespodzianki pogodowe. W Skandynawii
mróz trzymał mocno i trudno było znaleźć cokolwiek do jedzenia, ale im dalej na
południe, tym robiło się cieplej. Nad Bałtykiem złapał Judytę gwałtowny sztorm,
na szczęście była już wtedy blisko brzegu. Deszcz nie ustawał i przemoczył
jemiołuszce wszystkie piórka. Najgorsze było jednak to, że jej piękna czapeczka
w norweskie wzory, z pomponem i nausznikami, która zazwyczaj skutecznie
chroniła ją przed mroźnym powietrzem, pod wpływem nieustającej wilgoci
rozciągnęła się i teraz spadała ptaszkowi na oczy. Dodatkowo kolory okazały się
mało trwałe i gdzieniegdzie pojawiły się brzydkie, żółte zacieki.
- Przydałoby mi się nowe nakrycie głowy –
westchnęła Judyta. – Najpierw jednak muszę rozejrzeć się za czymś do jedzenia.
Nadzieje jemiołuszki co do pysznych białych
kuleczek na szczęście nie okazały się płonne. Jemioły nadzwyczaj obficie
obrodziły tego roku i bez kłopotu dawało się znaleźć mnóstwo smakołyków.
Większym problemem był nieprzerwanie padający deszcz.
- Mam tego dość, muszę znaleźć jakieś suche
schronienie – zaświergoliła Judyta i ruszyła w drogę.
Przelatując nad małym miasteczkiem zauważyła w
kilku oknach wielkie świecące gwiazdy. Bardzo ją zainteresowały, ostrożnie więc
przysiadła na jednym z parapetów. Przez szybę, w której odbijały się refleksy
światła, niewiele było widać, ale to co udało się jemiołuszce dostrzec,
sprawiło, że podskoczyła z radości. Na blacie przykrytym turkusowym obrusem w
złote gwiazdki stał szklany wazon, a w nim … pęk jemioły obsypany białymi
jagodami. Szczęście sprzyjało ptaszkowi. Okno było uchylone i Judyta bez
problemu wślizgnęła się do pokoju. Było tu zacisznie, ciepło i, co najważniejsze,
sucho. Pod ścianą stała duża drewniana komoda, pod którą można było sobie
urządzić przyjemną kryjówkę. Jemiołuszka postanowiła zostać tu kilka dni. Na
kolację wybrała kilka najdorodniejszych owocków, a potem zaszyła się w
najciemniejszym kącie pokoju i czując, że jej piórka nareszcie schną, a nie
mokną, z ulgą zasnęła.
Dom, w którym zatrzymała się Judyta okazał się nad
wyraz gościnny i przyjazny dla ptaszków. Każdego dnia jemiołuszka znajdowała na
stole zostawione tam niby przypadkiem suszone żurawiny, pestki dyni i
słonecznika. Gospodarze udawali, że nie słyszą odgłosów dochodzących spod komody,
zawsze też zostawiali uchylone okno, tak, że Judyta mogła wylatywać na
przechadzki, a potem wracać do swojego zacisznego kącika.
Któregoś dnia obudziło ją szuranie miotły. Ktoś
krzątał się po pokoju przesuwając sprzęty i wymiatając kurze ze wszystkich
zakamarków pomieszczenia. Gdy odgłosy sprzątania wreszcie ucichły, jemiołuszka
z zaciekawieniem wyfrunęła spod komody. Wystrój pokoju się zmienił. Pęk jemioły
został zastąpiony świerkowymi gałązkami, pośród których bieliła się szydełkowa
gwiazdka, obok zaś pojawiły się tajemnicze paczuszki owinięte w błyszczące
papiery i przewiązane pasmami czerwonej i zielonej rafii. Na jednym z
pudełeczek leżała karteczka.
- Dla Judyty – przeczytała ze zdumieniem
jemiołuszka. – Dla mnie? Ciekawe, co jest w środku. – Już chciała pociągnąć za
koniec tasiemki, gdy usłyszała zbliżające się kroki i natychmiast spłoszona
umknęła pod komodę.
- Czas położyć prezenty pod choinką i siadać do
wieczerzy – do pokoju weszła młoda kobieta, zabrała wszystkie pakuneczki i
spojrzała z uśmiechem w stronę komody. – Dla każdego, nawet najmniejszego
stworzenia, znajdzie się jakiś drobiazg.
Przez cały wieczór Judyta bała się opuścić swoją
kryjówkę. Z sąsiedniego pomieszczenia słychać było śmiechy, radosne okrzyki, wyśpiewywane
głośno kolędy i pastorałki. Jemiołuszce najbardziej przypadła do gustu ta o
pstrej kaczce i innych ptaszkach umilających czas małemu Jezusowi. Gdy wreszcie
przed północą wszyscy wyszli na Pasterkę i w domu zapanowała cisza Judyta
odważyła się w końcu wychylić spod komody. Gnana ciekawością pofrunęła do
drugiego pokoju i zachwycona przysiadła na kredensie.
W kącie stała choinka
przystrojona w gwiazdki, pierniki i małe rożki wypełnione słodyczami. Pośród kilku nierozpakowanych jeszcze paczuszek jemiołuszka dostrzegła tę z napisem „Dla
Judyty”.
Na stole, na honorowym miejscu leżała wiązka sianka, a na niej figurka
Dzieciątka. Małemu Jezusowi towarzystwa dotrzymywały dwa porcelanowe aniołki.
Obok stał talerz pełen prześlicznych pierniczków.
Jemiołuszka chwyciła w
dziobek zaadresowane do niej zawiniątko i przeniosła się z nim na stół.
- Chyba teraz mogę je otworzyć, jak myślisz
Dzieciąteczko? – ćwierknęła cichutko. W blasku migoczących lampek choinkowych
wydało jej się, że mały Jezus kiwnął przyzwalająco paluszkiem. Judyta
pociągnęła za sznureczek i z pewnym trudem odwinęła złocisty papier.
- Jaka śliczna! Jaka zgrabna! Jaka ciepła! – z
dzióbka jemiołuszki wydobywały się kolejne okrzyki zachwytu. W pudełeczku
leżała czerwona czapeczka z gwiazdkowym szlaczkiem i białym pomponem.
Judyta
natychmiast zerwała z głowy starą czapę i przystroiła się w nową. Uradowana
latała po całym pokoju przysiadając to na choince, to przy stajence, ciesząc
się pięknym prezentem.
Wreszcie wróciła na stół i skubnęła kilka okruszków
piernika.
Potem usiadła blisko małego Jezuska i zaśpiewała na całe gardło na
melodię swojej ulubionej pastorałki:
Na sianku
Jezusek.
Słucha śpiewu jemiołuszki
Zaciska małe paluszki
Z radości, z radości.
PS Ulubiona pastorałka Judyty brzmi tak:
Jak to dobrze, że ta długa i trudna podróż Jemiołuszki skończyła się tak szczęśliwie :-) Ptaszek śliczny, a w tej nowej czapeczce wygląda jeszcze piękniej. Pastorałka o "pstrej kaczce" to ulubiona mojego Taty. Pozdrawiam serdecznie i wszystkiego dobrego życzę na nadchodzący rok :-)
OdpowiedzUsuńWszystko dobre, co się dobrze kończy! :)
UsuńZ radością odwzajemniam życzenia noworoczne :)
Czapusie!!!!
OdpowiedzUsuńdobrze, że ta świeczka, na której siedziała nie paliła się....
Mój Tato też b. lubił tę pastorałkę ;)
To był tylko świecznik ;)
Usuń