Z cyklu: wykorzystanie malinówek.
Miałam w lodówce resztę drożdży pozostałych po szkolnym eksperymencie. Całą sobotę zabierałam się do upieczenia tych bułeczek, wyciągnęłam je z pieca dopiero późnym wieczorem, tak więc fotografowanie trzeba było przesunąć na niedzielę.
Ciasto wg mojego tradycyjnego przepisu (wzięłam połowę składników). Rozczyn przygotowałam wg wskazówek stąd. Spieszyłam się, więc nie ubijałam jajek z cukrem (1 całe i 2 żółtka), tylko wymieszałam krótko trzepaczką. Jabłka pokroiłam w drobną kostkę, wymieszałam z cynamonem i łyżką cukru trzcinowego. Szklanką wycinałam kółka z ciasta, rozciągałam lekko palcami, kładłam łyżeczkę jabłek na środek i dokładnie zlepiałam. Układałam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia zlepioną stroną do dołu, smarowałam białkiem, które zostało i posypywałam cukrem. Piekłam 30 min w temp. 190 stopni. Wyszło 25 sztuk. Na niedzielne śniadanie były jak znalazł.
Wyglądają świetnie!
OdpowiedzUsuńSmakowały też niczego sobie :)
Usuńależ smakowite śniadanko:)
OdpowiedzUsuńMniam! :)
UsuńU mnie było z cyklu: mam jabłka, nie mam zbyt dużo masła, a na sobotę do babci, muszę coś upiec :) I jedna z myśli to były drożdżówki z jabłkami :) Koniec końców wyszło ciasto bez drożdży i babcia spisała przepis ;)
OdpowiedzUsuńA bułeczki Twoje sprawiły, że ja chyba jednak wrócę do tych drożdżówek ;)
Fajne jest takie kombinowanie, co zrobić z tego co się akurat ma. Ostatnio coraz bardziej mi się to podoba (vide dzisiejsze ciasteczka). Cykl produkcyjny bułeczek trwał dość długo (to czekanie, aż wyrośnie najpierw rozczyn, potem ciasto ,potem uformowane bułeczki), ale było warto :)
UsuńDrożdżowe tak ma, że się za cierpliwość potrafi odwdzięczyć ;)
UsuńMalinowki...nie jadlam od lat!
OdpowiedzUsuńPewnie gdybym nie miała w ogrodzie, też bym nie jadła. Strasznie trudno je znaleźć.
Usuń