Marzec zaczął się iście "garncową" pogodą. Po nocy z przymrozkiem, który pozostawił po sobie szron na trawie i ławkach (nieprzemakalna podszewka kocyczka bardzo się przydałą;) kula wschodzącego słońca pojawiła się na błękitnym niebie.
Pół godziny później na Wilczych Dołach zdążyła się jeszcze przejrzeć w jednym z oczek wodnych, ale potem coraz trudniej było jej się przedzierać przez gromadzące się szare chmury.
Na zachodzie błękitu i białych obłoczków było nawet sporo, szarości jednak przybywało.
Słońce początkowo dzielnie walczyło, co dawało spektakularne efekty, w końcu musiało skapitulować, a z nieba zaczął prószyć drobny śnieżek pomieszany z kroplami deszczu.
Jako roślinka do zdjęć wytypowana została kępka zeszłorocznego krwawnika.
W drodze powrotnej jednak natknęłam się na żółte pączki podbiału - pierwsza wyraźna oznaka wiosny na Wilczych Dołach.
W pudełku "śniadaniowym" znalazł się dziś tradycyjny śląski kołocz z posypką. Do jego upieczenia zainspirował mnie Remigiusz Rączka, który raz w tygodniu gotuje, a właściwie "warzy" w Telewizji Katowice.
Dąb już na tle zachmurzonego nieba (aparat dodał od siebie trochę błękitu).
Pozdrowienia w pierwszą marcową sobotę :)