Tym razem nikt nie pokusił o odgadnięcie, czego fragmentem jest widoczna na zdjęciu koronka. A jest to nie byle jaka koronka, bo oryginalna wenecka. Według Słownika
Języka Polskiego są to "koronki o wzorze w
duże kwiaty na tle rzadko rozsianych pajączków, wyrabiane w Wenecji w
okresie baroku". Te współczesne są dużo skromniejsze, ale mają w sobie styl i elegancję.
Obraz Wenecji w mojej wyobraźni powstał pod wpływem literatury, na przykład takiego fragmentu:
"Pojechali więc ku Rialto. Ruchu było jeszcze, z powodu wczesnej godziny, mało, woda jakby śpiąca, dzień cichy, przezroczysty, ale niezbyt słoneczny, jeden z takich, w których Canale Grande przy całej swej piękności ma spokój cmentarza; pałace zdają się puste i zapomniane, a w nieruchomym ich odbiciu w toni jest jakiś głęboki smutek rzeczy martwych. Patrzy się wówczas na nie w milczeniu i jakby z obawą, by słowami nie zamącić ogólnej ciszy."
Marzyło mi się zobaczyć szerokie kanały, piękne gondole, przystojnych gondolierów, Plac św. Marka z bazyliką i Pałacem Dożów.
"Pojechali więc ku Rialto. Ruchu było jeszcze, z powodu wczesnej godziny, mało, woda jakby śpiąca, dzień cichy, przezroczysty, ale niezbyt słoneczny, jeden z takich, w których Canale Grande przy całej swej piękności ma spokój cmentarza; pałace zdają się puste i zapomniane, a w nieruchomym ich odbiciu w toni jest jakiś głęboki smutek rzeczy martwych. Patrzy się wówczas na nie w milczeniu i jakby z obawą, by słowami nie zamącić ogólnej ciszy."
Henryk Sienkiewicz "Rodzina Połanieckich"
Marzyło mi się zobaczyć szerokie kanały, piękne gondole, przystojnych gondolierów, Plac św. Marka z bazyliką i Pałacem Dożów.
Urodziłam się w Roku Jubileuszowym. Mając 25 lat bardzo chciałam znaleźć się w Rzymie, by przejść przez Drzwi Święte. Udało się. Oprócz Rzymu, gdzie uczestniczyłam w mszy świętej odprawianej dla Polaków przez Jana Pawła II na Placu św. Piotra, odwiedziłam kilka innych włoskich miast. Największe wrażenie zrobił na mnie kameralny Asyż dopiero częściowo odbudowany po wielkim trzęsieniu ziemi z 1997 r.
Wenecja pełna ludzi, z labiryntem wąskich uliczek i zaułków, w których bardzo łatwo było się zgubić, trochę mnie przytłoczyła. Kilka chwil wolnego czasu spędziłam na zaglądaniu do sklepów z koronkami i wyszukiwaniu drobiazgu, który byłby jednocześnie oryginalny i odpowiedni na moją skromną kieszeń świeżo upieczonej nauczycielki. Serwetka do koszyka na pieczywo spełniała obydwa te warunki. Nie jest to do końca ręczna robota (tasiemka, z której ułożone są kwiaty jest zrobiona maszynowo), ale dla mnie piękna i cenna. Wyciągam ją na szczególne okazje, ciesząc się jej urodą.
Tak wygląda w całej okazałości (za tło posłużył oryginalny litewski len - serwetki przywiezione z podróży do Wilna):
Tak złożona:
Tutaj na swoim właściwym miejscu, w koszyczku na pieczywo, troskliwie chroni bułeczki przed wyschnięciem:
Teraz uchylamy rąbka, a właściwie dwóch:
I jeszcze jednego, by sięgnąć po smakowity kąsek:
I na koniec jeszcze zbliżenie:
Pajączki "fatto a mano", jak głosiła mała karteczka przyczepiona do serwetki.
W tym roku miałam okazję zweryfikować obraz Wenecji z wyobraźni. Podczas wyjazdu narciarskiego w Dolomity trafił nam się jeden dzień, a właściwie parę godzin spędzonych w mieście na wodzie. Było słonecznie, urokliwie, ale tłoczno, mimo, że to nie był sezon. Spacer na Plac św. Marka niekoniecznie głównymi ulicami ukazał Wenecję nie zawsze zadbaną i piękną. Ale może nie warto się nad tym zatrzymywać, a raczej pielęgnować w wyobraźni wyidealizowany obraz, który czasem pomaga oderwać się od rzeczywistości.
Następny odcinek "Historii przedmiotu" będzie traktował o...
Już wiecie o czym?
Pozdrawiam już prawie majowo :)
Wenecja pełna ludzi, z labiryntem wąskich uliczek i zaułków, w których bardzo łatwo było się zgubić, trochę mnie przytłoczyła. Kilka chwil wolnego czasu spędziłam na zaglądaniu do sklepów z koronkami i wyszukiwaniu drobiazgu, który byłby jednocześnie oryginalny i odpowiedni na moją skromną kieszeń świeżo upieczonej nauczycielki. Serwetka do koszyka na pieczywo spełniała obydwa te warunki. Nie jest to do końca ręczna robota (tasiemka, z której ułożone są kwiaty jest zrobiona maszynowo), ale dla mnie piękna i cenna. Wyciągam ją na szczególne okazje, ciesząc się jej urodą.
Tak wygląda w całej okazałości (za tło posłużył oryginalny litewski len - serwetki przywiezione z podróży do Wilna):
Tak złożona:
Tutaj na swoim właściwym miejscu, w koszyczku na pieczywo, troskliwie chroni bułeczki przed wyschnięciem:
Teraz uchylamy rąbka, a właściwie dwóch:
I jeszcze jednego, by sięgnąć po smakowity kąsek:
I na koniec jeszcze zbliżenie:
Pajączki "fatto a mano", jak głosiła mała karteczka przyczepiona do serwetki.
W tym roku miałam okazję zweryfikować obraz Wenecji z wyobraźni. Podczas wyjazdu narciarskiego w Dolomity trafił nam się jeden dzień, a właściwie parę godzin spędzonych w mieście na wodzie. Było słonecznie, urokliwie, ale tłoczno, mimo, że to nie był sezon. Spacer na Plac św. Marka niekoniecznie głównymi ulicami ukazał Wenecję nie zawsze zadbaną i piękną. Ale może nie warto się nad tym zatrzymywać, a raczej pielęgnować w wyobraźni wyidealizowany obraz, który czasem pomaga oderwać się od rzeczywistości.
Foto: Moja Bratowa i Mój Brat |
Następny odcinek "Historii przedmiotu" będzie traktował o...
Już wiecie o czym?
Pozdrawiam już prawie majowo :)
Oj, przez tę moją blogową nieobecność przegapiłam konkurs. Nie wiem, czy bym zgadła, ale z pewnością podjęłabym próbę :)
OdpowiedzUsuńPiękna serweta!
Czy ten następny przedmiot to może pióro lub długopis?
Milczę zagadkowo :)
UsuńPiękne koronki, a ja ostatnio jestem bardzo na nich ufiksowana, więc tym bardziej się zachwycam. Nie wiem co będzie w następnym odcinku, daruję sobie zgadywanie. Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńKoronkami można się zachwycać bez końca. A jak tam Twoje klockowe? Pewnie niedługo kolejna lekcja? Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńCudne :) I jeszcze z taka funkcja:)
OdpowiedzUsuńPojecia nie mam co to. Faktycznie wyglada jak pioro.
Kocham przedmioty z jakąś oryginalną funkcją :)
Usuń