Tematem kolejnej lekcji szycia u Reni było co prawda pikowanie, ale to poszło w miarę bezboleśnie (choć bez wpadek się nie obyło). Wyzwaniem okazały się lamówki.
Z propozycji, które pokazała Renia najbardziej urzekły mnie patchworkowe łapki do garnków. Krótki przegląd zasobów materiałowych (konsekwentnie nic nie dokupuję, choć tym razem byłam bliska) i powstał taki zestaw kolorystyczny:
Ta złamana biel, to resztki dżinsowych nogawek, zostało nawet stebnowanie :)
Zanim przeszłam do pikowania, trzeba było stworzyć patchworkowe elementy. I tu się okazało, że przecięłam trójkolorowe kwadraty, nie po tej przekątnej, co trzeba. Zamiast oryginalnego wzoru powstał taki:
Za drugim razem przekątne się zgadzały, ale tym razem zamieniłam miejscami dwa trójkąty i efekt był następujący (też ciekawy, ale nie o to chodziło).
Przy kolejnych kwadratach bardzo się już pilnowałam, ale tu mi się trochę przesunął środek (nieprecyzyjnie zszyte trójkąty).
Już widzicie, że wykończenie lamówką wygląda różnie. Starałam się postępować dokładnie według kursiku, który poleciła Renia, ale szło jak po grudzie. Nici się rwały, te spodnie kończyły w najmniej odpowiednich momentach (wreszcie skończyły się definitywnie), lamówki wydawały się za wąskie, nie chciały się układać na rogach, zapominałam o wszywaniu uszek. W desperacji postanowiłam jedną z łapek wykończyć inaczej. Przecięłam lamówkę na cztery części, przyszyłam do każdego boku z osobna i w sposób absolutnie niefachowy połączyłam na rogach. O uszku przypomniałam sobie, gdy już wszystko było prawie gotowe, tak więc wszyłam je od przodu na rogu.
Wróciłam do pierwszej metody, ale tym razem trochę zmieniłam sposób działania. Po pierwsze przed lamówkowaniem przeszyłam brzegi w odległości 1 milimetra (wypełnienie przestało wychodzić i łatwiej było przypiąć lamówkę). Po drugie nie szyłam po złożeniu lamówki , ale bliżej brzegu (w kursiku były dwie możliwości, jak się okazało wybrałam tę niewłaściwą). I wreszcie po trzecie, najważniejsze, przed przyszyciem lamówki po prawej stronie wszystko sfastrygowałam. Ile razy próbuję pominąć ten krok, źle się to kończy. Chapeau bas przed wszystkimi, którzy potrafią szyć bez fastrygowania.
Teraz efekt był w miarę zadowalający. Jeszcze ze cztery łapki i byłabym mistrzynią;) Jak na razie jednak znudził mi się ten wzór. Może jeszcze do niego kiedyś wrócę.
Jeśli chodzi o pikowanie, robiłam to po szwach i okazuje się, że wcale nie jest to takie proste. Gdzieniegdzie na prawej stronie widać krzywizny, lewa w tym przypadku wypada lepiej.
To tyle moich zmagań. Mam nadzieję, że na zaliczenie wystarczy.
To tyle moich zmagań. Mam nadzieję, że na zaliczenie wystarczy.
Lamówkowe pozdrowienia :)
nie ważne jak szyjemy, za każdym razem jesteśmy bliższe doskonałości:)
OdpowiedzUsuńa Twoje łapki wyszły świetnie i podziwiam, bo wiem na jakiej maszynie szyjesz;D
Podziwiam i zadanie zaliczam na 6+
dziękuje że jesteś z nami i pozdrawiam serdecznie
Pięknie dziękuję za zaliczenie :) Małymi kroczkami do przodu :)
UsuńMimo ze nie idealnie ale z sercem i jak pieknie :)
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre słowo, motywuje ono do dalszego działania :)
UsuńŁapki kuchenne nie powinny być idealne bo wtedy byłoby żal ich używać :)Twoje są bardzo ładne i pewnie sama już wkrótce przestaniesz zauważać te drobne niedoskonałości.
OdpowiedzUsuńBędę się starała ich nie widzieć ;)
UsuńŁapki piękne i w ogóle to podziwiam, że sie nie poddałaś, bo lamówki potrafią popsuć nerwy.
OdpowiedzUsuńByłam bliska ;)
UsuńBardzo radosne kolorki i łapki wyszły pierwsza klasa:)
OdpowiedzUsuńBardzo ładne kolory. Lamówka może dać w kość. Następne będą o wiele ładniejsze.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia i pozdrawiam.