Wychodząc parę minut po siódmej z domu nie nastawiałam się na żadne atrakcje widokowe. Jednolita warstwa chmur, podobna do tej sprzed tygodnia nie napawała optymizmem. W prognozach były nawet przelotne opady. Jakież było moje zdziwienie, gdy około wpół do ósmej, zbliżając się do Wilczych Dołów zauważyłam na niebie pierwsze różowe przebłyski.
Było ich coraz więcej, a zabudowania Sikornika, przesłonięte przez mgłę wyglądały jak nierzeczywiste.
Dąb sfotografowany dziś najpierw z przeciwnej strony niż zwykle.
A tu już tradycyjne ujęcie.
Podążając w stronę wiaty próbowałam zrobić zdjęcia różnym owockom, które pozostały jeszcze na krzakach. Głogowych kulek dość sporo.
Czarne kulki ligustru.
I śliwa tarnina do złudzenia przypominająca borówkę amerykańską.
Ostatnie zielonkawe listki jakichś drzewek owocowych (nawet aplikacja się waha, jak je zaklasyfikować).
Dotarłam do wiaty, zaczęłam wyciągać prowiant i dobrze, że podniosłam głowę, bo właśnie w tym momencie słońce postanowiło wyściubić nos zza chmur. Tym razem aparat, który zwykle dodaje kolorów, nie radził sobie z mgłą i przytłumił słoneczne światło.
W pudełku dziś bułka bawarska, kilka daktyli i mały pasażer na gapę ;) Portret Potępionych z tego samego Graduału, co tydzień temu.
A moją duszę Bóg wykupi z grobu i raczy mnie przyjąć do siebie. (Ps 49,16)
I jeszcze zabłąkana campanulla.
I kilka różowych kuleczek śnieguliczki koralowej
Mikołajowe pozdrowienia :)



















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wizytę i za miłe słówko :)