sobota, 6 września 2025

Wrzesień na Wilczych Dołach (1)

Prognozy na dzisiejszy poranek nie były najciekawsze. Miało padać, spakowałam więc do plecaka pelerynę. Gdy rano zerknęłam do aplikacji pogodowej, ucieszyłam się, bo opady przesunęły się na godzinę ósmą, a wtedy zwykle już jestem w domu. Niestety tym razem komórka się pomyliła. Padać zaczęło w momencie, gdy dotarłam na Wilcze Doły i sfotografowałam dąb. Na tle ołowianego nieba wyglądał niemal złowieszczo.

Udało się jeszcze uwiecznić czerwone owoce głogu i w tym momencie lunęło i to dość konkretnie. 

Zamiast wyciągać pelerynę, pobiegłam pod wiatę, ale i tak spodnie i kurtkę miałam mokrą. 

Peleryna z jeszcze nie oderwaną metką, zakupiona wiosną, została uroczyście zainaugurowana.

Ułożyłam jak zwykle zabrany prowiant do zdjęcia, ale deszcz tak zacinał, że kocyczek przemókł i nie było na czym usiąść. Podjadałam więc serek pleśniowy i figi na stojąco, zagryzając bajglem (wyszła figa z makiem;) oraz dwoma innymi rodzajami bułeczek i podczytując psalm 36.  Rozważanie Jana Pawła II przeczytałam dopiero w domu.

U Ciebie bowiem jest źródło wszelkiego życia i dzięki Twojej światłości dostrzegamy światło. (Ps 36,10)

Deszcz powoli się uspokajał, ale wiatr nie odpuszczał i zdjęcia roślinek, szczególnie w zbliżeniu wychodziły bardzo marnie. Udało się uchwycić mokry głóg.

Kwiatostan włośnicy w trybie makro też wyszedł dość przyzwoicie, czego nie można powiedzieć o zdjęciu całej rośliny.

Natomiast na kwitnącym krzaczku trzmieliny wypróbowałam opcję zdjęcia w ruchu. 

Na niebie zaczęły pojawiać się przebłyski światła i do domu wracałam już "suchą nogą".

Wrzesień zaczął się dość listopadowo, ale miejmy nadzieję, że słoneczne soboty jeszcze przed nami.

Wrześniowe pozdrowienia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wizytę i za miłe słówko :)