Ostatnia przedadwentowa sobota. Jak myślicie, czym się zajmowałam?
Myłam okna i wieszałam świeżo uprane firanki? Nie!
Wymiatałam kurz i pajęczyny z trudno dostępnych kątów i zakamarków? Również nie!
A może szorowałam kafelki w łazience, porządkowałam kuchenne szafki lub sprzątałam spiżarkę? Nie, nie, po trzykroć nie!
Co prawda mam w sobie gen, który domaga się, by wszystko to było zrobione przed Świętami (i może nawet część z tych czynności zostanie wykonana), jednak od jakiegoś czasu coraz bardziej udaje mi się go przytłumić.
W przedadwentową sobotę upiekłam oczywiście muffinki. Tym razem piernikowe z orzechami, ale przepisu na razie nie zamieszczam, gdyż degustacja nastąpi dopiero jutro (wolę sprawdzić, co wyszło, zanim puszczę przepis w świat :) Muffinki dzisiaj w wydaniu urodzinowym i to nie na byle jakie urodziny, bo okrągłe dziesiąte.
Jak może pamiętacie, Jubilatka, moja Bratanica zapragnęła dostać zielonego węża boa. Już byłam na dobrej drodze do tego, by zrobić prezent z wyprzedzeniem, jednak koniec końców finiszowałam dopiero dzisiaj wieczorem.
Wąż nie jest imponująco długi ani gruby, ale mam nadzieję, że spełni oczekiwania.
Znalazł sobie wygodne mieszkanko w niewielkim koszyku i wygląda chyba dość sympatycznie.
Kolejne moje zajęcia były już bezpośrednio związane z zaczynającym się jutro okresem. Kolorystykę tegorocznego wieńca adwentowego narzucił dostępny asortyment świec. Wyszło bardzo klasycznie, trochę po amerykańsku, ale nawet mi się podoba.
Drugi wieniec jest przeznaczony do szkoły. Na otwieranych serduszkach (trzeba je będzie wyciąć - świetne ćwiczenie ręki) Dzieciaki napiszą swoje postanowienia adwentowe, następnie zszyjemy je zszywaczem, by nikt nie zaglądał do środka i przypniemy szpilkami do wieńca.
Do szkoły pojedzie też kalendarz adwentowy, działający na trochę innej zasadzie niż te tradycyjne. Nie ma tu żadnych prezentów ani zadań. Na razie jest tylko napis i jeden aniołek trzymający zapaloną świecę.
Codziennie będą do niego dołączały kolejne aniołki za świeczkami zrobione przez Dzieciaki.
Codziennie też będziemy czytać jakąś świąteczną historię z książki "Opowieści Różowego Aniołka".
Wszystkie świece utworzą tuż przed Świętami ogromną gwiazdę zwiastującą Narodziny. Jeżeli będą zainteresowani, to pokażę jej zdjęcie.
I właśnie na takich ciekawych i miłych zajęciach (no nie tylko, było jeszcze kilka rzeczy, które nie były już tak interesujące, a niestety musiały być zrobione) upłynęła mi ta sobota.
Życzę Wszystkim dobrego, owocnego czasu Radosnego Oczekiwania.
Adwentowo pozdrawiam :)
No pewnie, że będą zainteresowani!
OdpowiedzUsuńWąż jest świetny, (choć generalnie nie lubię węży, ten mi sie podoba).
Muffinki wyglądają wyśmienicie.
Pomysł z wiankiem z serduszkami tez mi się podoba...
Klasowy wianek z serduszkami zaliczył już lądowanie na podłodze, ale mam nadzieję, że więcej takich przygód go nie czeka. Świece wycięte, aniołki narysowane czkają na swoją kolejkę, by sfrunąć na kalendarz.
UsuńJa jak Agata ;) węży nie lubię, ale tego bym utuliła ;) Tradycyjny jest super ;) No bo tak mi się wydaje...że coraz mniej tradycji w tych naszych stroikach...chociaż choinki się chyba jeszcze przynajmniej troszkę bronią ;)
OdpowiedzUsuńJednak co tradycja, to tradycja...
UsuńOlu, Twoje zajęcia są o wiele ciekawsze, niż te, którymi rządzi obecny u Ciebie gen! Daj genowi wolne, niech sobie idzie na zimowe wagary. Bo szkoda byłoby nie móc obejrzeć efektów Twoich fantastycznych pomysłów :-) Tych, które gdzieś sobie przycupnęły cichutko w Twojej głowie :-)
OdpowiedzUsuńTo jest myśl! Chyba skorzystam z tej rady :)
Usuń