czwartek, 31 marca 2016

Marcowe jajo z poślizgiem i ambitne plany na kwiecień

Marzec nie był dobrym miesiącem dla robótek, a co za tym idzie dla bloga. Nałożyło się kilka rzeczy i czas galopował jak szalony. 



Postanowiłam dołączyć się do wspólnej nauki frywolitki u Klimju i Reni i już na początku miesiąca zaczęłam supłać koszulkę na jajko według tego wzoru. Szło mi dość powoli, bo w dalszym ciągu jestem początkująca w tej dziedzinie. Jednocześnie miałam pozaczynane kilka innych robótek i może to sprawiło, że przez ostatnie dwa tygodnie przed świętami wszystkie leżały nietknięte. Za dużo naraz (i na dodatek przygotowania świąteczne).
Dopiero w Poniedziałek Wielkanocny wróciłam do szydełkowania, frywolitkowania, a nawet przemyśliwam nad jakimś haftem.
Ale po kolei. 

  
Koszulka na pisankę wyszła zdecydowanie za duża na kurze jajko (nie wiem, gdzie popełniłam błąd, ale fakt pozostaje faktem). Trzeba było poradzić sobie inaczej. W szufladzie znalazło się spore jajo styropianowe. Wystarczyło pomalować je kilkoma warstwami farby akrylowej, a potem pomyśleć, jak zmodyfikować dolną część wzoru. Nie wyszło to najlepiej, więc nie pokażę, ale z daleka jajo prezentuje się chyba nieźle. Drobne motywy zostały po prostu naklejone. Tą spóźnioną, poświąteczną pisanką, w ostatniej chwili dołączam się do wspólnego oswajania frywolitki.

http://paperafterhours.blogspot.com/2016/02/ponownie-wielkanoc-zadanie-24.html


Zając wyglądający zza wazonika przybył do mnie w Niedzielę Wielkanocną, w koszyku wręczonym mi przez Moją Bratanicę. Czyż nie jest uroczy? Uśmiecham się, ile razy na niego spojrzę :)
 
Jedna pozycja na liście robótek do wykończenia odhaczona, czas na resztę. Jak głosi tytuł mam ambitne plany dokończyć w kwietniu  rozgrzebane projekty. Trzymajcie kciuki, żeby się udało.

Czegóż tu nie ma! Co z tego wyjdzie? - oto jest pytanie.


Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękuję pięknie za wszystkie miłe słowa, które tu zostawiacie. Są dla mnie bardzo cenne :)

środa, 30 marca 2016

Historia przedmiotu (3)

Przyjechała do mnie aż z Irlandii i została pokochana od pierwszego wejrzenia. Piękna i bardzo praktyczna podstawka pod książkę kucharską. (Brawo, Zosiu! - no ale uczciwie trzeba powiedzieć, że miałaś ułatwione zadanie, wszak znasz moją kuchnię :)


Znalazła swoje stałe miejsce na lodówce, a na niej usadowił się Specjalny Zeszyt z Ulubionymi Przepisami (jakoś nie lubię słowa "przepiśnik"). Do zdjęć została przeniesiona na stół.



Z dzieciństwa pamiętam, że wszystkie kuchenne receptury leżały w szafce w niezbyt eleganckim plastikowym woreczku. Czego tam nie było! Dziesiątki karteluszków zapisanych ręką Mojej Babci, czasem Dziadka, potem Mamy, a z czasem i moją. Trafiały się też przepisy od różnych Krewnych i Znajomych (Królika :). 


Oprócz tego stosy opakowań po niemieckich proszkach do pieczenia i cukrach waniliowych (to z czasów, gdy w Polsce takich specjałów się nie uświadczyło i trzeba było liczyć na życzliwość i domyślność rodziny z zagranicy). Dzięki temu, mimo, że nie znam niemieckiego, jestem w stanie zrozumieć, jakie składniki są potrzebne do ciasta i co należy z nimi zrobić. 



Był też stary kalendarzyk z 1971 roku, służący przez jakiś czas Mojej Mamie do notowania wskazówek kulinarnych. 


W którymś momencie cała ta kolekcja trafiła do blaszanego pudełka po czekoladkach i wylądowała w spiżarce, a ja założyłam swój Receptariusz (to słowo podoba mi się znacznie bardziej), do którego wpisuję tylko sprawdzone i ulubione przepisy.


U początków swojej kariery kulinarnej często korzystałam z Poradnika Domowego (wspominałam kiedyś o tym wspaniałym niegdyś czasopiśmie). Po kilku latach prenumeraty, chcąc znaleźć jakiś konkretny przepis musiałam przerzucić dziesiątki numerów. Nie pomogło powycinanie stron kulinarnych i umieszczenie w teczce - kartek było za dużo. Wtedy właśnie wpadłam na pomysł stworzenia Specjalnego Zeszytu


 Otwiera go oczywiście przepis na pierniki (jego historia tu), potem pojawia się ciasto drożdżowe. To drugi bezkonkurencyjny przepis. 

Przepis na ciasto drożdżowe - oryginał


Proporcje mam właściwie w głowie, ale dla pewności zerkam do zeszytu, czy o czymś nie zapomniałam. 
Na Wielkanoc z ciasta drożdżowego piekę obowiązkowo babę z bakaliami, mniejsze babeczki, w tym jedna do koszyka ze święconką oraz zajączki (skąd inspiracja? - oczywiście z Poradnika Domowego :).






To ciasto nie może się nie udać.

Ciasto drożdżowe

1 kg mąki
2 op. drożdży w proszku
1 łyżeczka soli
200 g masła
½ l mleka
200 g cukru
cukier waniliowy
3 żółtka, 2 całe jajka
sok z cytryny

Mąkę wymieszać z drożdżami i solą. Masło rozpuścić, mleko lekko zagrzać. Żółtka i jajka ubić z cukrem i cukrem waniliowym, dodawać stopniowo sok z cytryny. Ubite jajka wymieszać z mąką, dodać stopione masło i letnie mleko. Wyrobić gładkie ciasto (jest gotowe, gdy zaczyna odchodzić od warzechy). Odstawić na ok. 1 godz., w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Piec w temp. ok. 180o C w zależności od upodobania: drożdżówki, placki (np. z kruszonką, owocami, serem, makiem), babki, plecionki, zajączki, wianuszki, bułeczki – co tylko wyobraźnia podpowie.


I tak odcinek "Historii przedmiotu" o podstawce, stał się odcinkiem o przepisach, ale przecież jedno z drugim się łączy.

O czym kolejna część? Zapraszam do zgadywania!



Pozdrawiam bardzo serdecznie :)

niedziela, 6 marca 2016

Niedzielne desery

Składniki: pomarańcze, jogurt grecki, aronia od Sąsiadki, biszkopt, czekoladowe serduszka