Niewiele przybyło przez ostatni miesiąc. Szydełko wyparło krzyżyki, a chwilowo pojawił się mały (mam nadzieję) zastój robótkowy.
Grudniowego wiersza Brzechwy nie znalazłam, za to nieocenieni Bywalcy pewnej Księgi Gości naprowadzili mnie na trop "Kalendarza" Beaty Obertyńskiej. Coś czuję, że już do końca haftowania, Królowej Łucji będzie towarzyszył ten "Kalendarz".
Beata Obertyńska
Grudzień
Pierwszy śnieg, który jednak zaraz prawie taje
i torba pachnąca świętym Mikołajem.
Znowu śnieg i matowy poblask na suficie.
Piec, w którym się pali wieczór i o świcie...
Do szyb przymarzły płasko zimy sen liściaty,
niebieska pustka ulic, mroźny wiatr, rogaty,
organista z opłatkiem, snop w kącie, a potem
kolędy wonne mirrą, żywicą i złotem;
rojem wąskich płomyków drzewko się dojarza...
Sylwester... i ostatnia kartka kalendarza
(1927)
Grudniowe pozdrowienia :)