Gdy skończyłam w zeszłym roku Jesienne róże, postanowiłam sobie, że sięgnę po następny wzór z tej serii, ale dopiero w kolejne wakacje. Postanowienia dotrzymałam. Na razie nie zdradzę, którą różę haftuję, choć niektórzy się pewnie domyślą.
Paleta kolorystyczna prezentuje się przepięknie, niestety zdjęcia nie oddają w pełni tego piękna. Jakiś czas temu przekonałam się do bobinek i zaczęłam przewijać moje zapasy muliny. W zestawie było praktyczne kółko, dzięki temu jest większy porządek z nitkami.
Nie mogłam się powstrzymać i wyszydełkowałam na szybko pasującą kolorystycznie poduszeczkę do igieł.
Tym razem haftuję na oryginalnym lnie prosto z Paryża. Przede mną cztery strony wzoru (ale dwie znowu niepełne).
Zaczynam jak zwykle od środka. Nie wiem, czy to profesjonalny sposób, ale dla mnie najwygodniejszy, nie muszę się zastanawiać, w jakiej odległości od brzegu zacząć.
No to start!
Niedzielne popołudnie minęło, za mną ponad setka krzyżyków.
Mam zamiar na bieżąco pokazywać postępy, ale tym razem nie mam konkretnego terminu, do którego chcę skończyć. To będzie po prostu czysta przyjemność.
Różane pozdrowienia :)