Na luty wybrałam sobie z botanicznego abecadła białego narcyza. Podejrzewałam, że będą trudności ze znalezieniem naturalnego okazu, zamówiłam więc w styczniu cebulki i wsadziłam je do doniczki, mając nadzieję, że może wypuszczą przynajmniej listki. Niestety, to nie była odpowiednia pora ani warunki (w domu chyba za ciepło, na dworze za zimno), żeby coś się pojawiło. Zaczątki kiełków zżółkły i nie sądzę, by coś z nich jeszcze było. Stwierdziłam więc, że kupię żonkile, które są wszak odmianą narcyza, a do tego białe prymule, żeby nawiązać do oryginalnego koloru haftu. Początkowo myślałam o żonkilkach doniczkowych, ale akurat nie takowych nie było, trafiłam za to na cięte. Pięknie się rozwinęły i tworzą okazały bukiet. Prymulkę przyniosłam z sobotniego spaceru.
Z haftem miałam małą przygodę. Skończyłam go w połowie lutego, położyłam na biurku, mając zamiar jak najszybciej zrobić kartkę i haft zniknął. Przeszukałam pół pokoju i nic. Dopiero po kilku dniach haftowany narcyz znalazł się w... ćwiczeniach do matematyki. Podczas przygotowywania lekcji, musiał się tam przypadkowo wsunąć :) Sfotografowałam go najpierw na brązowym tle "przedwiosennym", a potem już na tle wiosennej zieleni. Która wersja lepsza?
Z narcyzowym wierszem nie było większych problemów. Czterowiersz Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej od dawna czekał na swojego haftowanego imiennika.
Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska
Narcyz
Nad sadzawką oprawną w modre rozmaryny
klęczałem, zapatrzony w moją twarz młodzieńczą,
by się w niej doszukać przyczyny,
czemu mnie nie kochają i za co mnie męczą?
Narcyzowe pozdrowienia :)