- Ciągle tylko siano i siano - Bazyli z niechęcią skubnął kilka żółtawych łodyżek. - Mam już dość! Marzę o świeżej, soczystej trawie. Gdyby tak słonko wreszcie mocniej przygrzało, spadło trochę wiosennego deszczu, łąka zazieleniłaby się w mig - rozmarzył się baranek.
Niestety tegoroczna wiosna była niezwykle kapryśna. Niebo niemal cały czas było zasnute chmurami, z których od czasu do czasu prószył drobny śnieg. Nocami temperatura spadała sporo poniżej zera, a w dzień, nawet gdy pojawiało się słońce, wiał lodowaty wiatr. Nic dziwnego, że roślinki wolały pozostawać w zimowym uśpieniu. Tylko odważne przebiśniegi i śnieżyczki wychyliły się z ziemi i dzielnie walczyły z mrozem.
Wreszcie pewnego dnia słoneczko przygrzało nieco mocniej i Bazyli stwierdził, że nie będzie dłużej czekał. Prędzej czy później musi znaleźć jakąś świeżą roślinkę nadającą się do zjedzenia. Okazało się, że nie jest to łatwe. Łączka, gdzie zwykle się posilał, w dalszym ciągu była bardziej szara niż zielona i nie wyglądała zachęcająco. Baranek ruszył dalej. Nie przejmował się zimnymi podmuchami wiatru, gruby wełniany kożuszek dobrze chronił przed chłodem. Niestety na gałęziach rosnących w pobliżu krzewów darmo było szukać zielonych pączków, ziemia zasłana była zeszłorocznymi liśćmi, przez warstwę których ciężko było przebić się nawet wiosennym kwiatkom.
Ale, co to? Pomiędzy sztachetami drewnianego płotu otaczającego mały ogródek widać ciemnozieloną łodyżkę i fragment białego kwiatka. Bazyli z miejsca postanowił sprawdzić, czy wzrok go nie myli. Tak, to niewątpliwie przebiśnieg. A może by tak skubnąć kawałeczek zielonego listka? Kwiatuszek chyba się nie pogniewa? Ale z drugiej strony, rośnie samotnie, samotnie musi walczyć z mrozem, nie będzie raczej zachwycony, że ktoś go podgryza.
Zaraz, zaraz w tym ogrodzie jest więcej interesujących rzeczy. Baranek trącił rogami drewnianą furtkę, która, o dziwo, otwarła się na oścież. "Potraktuję to, jak zaproszenie" - pomyślał Bazyli i śmiało wkroczył między równe rabatki.
O proszę, osłonięta krzewem bukszpanu, blisko ściany domu rosła całą kępka uroczych śnieżyczek. Jest ich sporo, nie zauważą braku kilku listków. Niestety, wąskie listeczki były okropnie gorzkie i absolutnie nie nadawały się na obiad. Trzeba szukać dalej.
Po drugiej stronie ścieżki widać było szeroki pas barwinku. Jego zieleń wyglądała zachęcająco, ale okazała się zeszłoroczna; roślinka nie wypuściła jeszcze świeżych pędów, a stare smakowały znacznie gorzej niż siano. Nie o to Bazylemu chodziło.
- Zaraz, zaraz, czy mnie wzrok nie myli? - zabeczał baranek - To jest chyba trawnik, a na nim... ależ tak, świeże źdźbła. Nie jest ich co prawda dużo, ale jak się dobrze postarać, uzbiera się drobna przekąska.
Uradowany Bazyli ruszył przed siebie.
Z bliska okazało się, że zieloniutkich łodyżek jest całkiem sporo i starczy ich spokojnie na skromny obiad. Słoneczko przyjemnie przygrzewało, wiatr się uspokoił, można było delektować się pierwszym tego roku posiłkiem na świeżym powietrzu.
"No, teraz chyba wiosna przestanie się ociągać i przyjdzie do nas na dobre" - pomyślał Bazyli z rozkoszą wdychając aromat świeżej trawy.
***
Podobnie jak Bazyli, żywię nadzieję, że kwiecień będzie przeplatał więcej lata niż zimy. Obydwoje serdecznie pozdrawiamy :)