-
Znowu uciekł, zanim zdążyłem się odezwać! - zrezygnowany Norbert spuścił smętnie
głowę i podreptał w stronę na wpół uschniętego drzewa.
Na
sawannie mieszkało sporo zwierząt i Norbert bardzo chciał się z którymś z nich
zaprzyjaźnić. Niestety, pełne gracji antylopy, zebry w pasiastych futrach,
wysokie żyrafy, a nawet potężne bawoły i dobroduszne słonie na widok
zbliżającego się nosorożca odwracały niepewnie wzrok i szybciej lub wolniej
uciekały. Norbertowi nigdy nie udało się nawiązać bliższego kontaktu z
żadnym z nich. Mama twierdziła, że swoim wyglądem wzbudza respekt i dlatego
trudno mu znaleźć przyjaciół.
- To
chyba ze względu na moje rogi- snuł rozważania nosorożec. - Wyrastają w dziwnym
miejscu, zupełnie innym niż u większości zwierząt. No cóż, będę próbował dalej.
Może wreszcie się uda.
Pora
sucha na sawannie przeciągała się w tym roku ponad miarę. Bardzo trudno było
znaleźć jakąś strugę wody, rośliny schły coraz bardziej, nawet przyzwyczajonym
do wysokich temperatur mieszkańcom zaczynało być za gorąco. Kontynuując swoją
przechadzkę Norbert trafił nagle na dziwnie wyglądający otwór. Był on spory i czuło
się od niego…, tak, chłodny powiew wiatru. Zaciekawiony nosorożec podszedł
bliżej i nagle poczuł, że piasek osypuje mu się spod łap, a on sam zaczyna
szybko spadać w ciemną otchłań. Po kilku sekundach poczuł znowu twardy grunt
pod nogami i ostrożnie otworzył oczy.
-
Gdzie ja jestem? – zaczął zastanawiać się Norbert. – To przecież nie jest Afryka.
Ale całkiem tu przyjemnie, zdecydowanie bardziej kolorowo. Trzeba ruszyć na
rekonesans i dowiedzieć się czegoś więcej o tym terenie.
Zaciekawiony
nosorożec zrobił kilka kroków, gdy nagle obok niego przeleciało dziwne
stworzenie. Miało dwie pary przejrzystych, niebieskawych skrzydeł, długi odwłok
i wielkie wyłupiaste oczy. Ujrzawszy Norberta zawisło jakby w powietrzu i
odezwało się wibrującym głosikiem:
-
Wyglądasz całkiem jak miniaturowy nosorożec. Skąd się tu wziąłeś?
Zaskoczony
Norbert nie wiedział, co odpowiedzieć. Po raz pierwszy zdarzyło mu się, że ktoś
go zagadnął i nie wyglądał na przestraszonego. Poza tym zawsze należał do
dużych zwierząt, a tu słyszy, że wygląda jak miniaturka.
-
Tak, jestem nosorożcem, nazywam się Norbert i pochodzę z Tanzanii – wyjąkał wreszcie
otrząsając się ze zdumienia.
- Z
Tanzanii??? –stworzenie popatrzyło na Norberta z niedowierzaniem. – Jak to
możliwe?
-
Sam nie wiem. Wpadłem do ciemnej dziury i wylądowałem tutaj. To nie Afryka,
prawda? A ty, kim jesteś? Jak masz na imię? – nosorożec zadawał pytanie za
pytaniem.
-
Jasne, że nie Afryka. Jesteśmy w polskich Sudetach w okolicach Łabskiego
Szczytu. Ja mam na imię Weronika i jestem ważką. Zazwyczaj wybieram wilgotne
zakątki, ale dziś postanowiłam zrobić sobie górską wycieczkę. Chciałam
pooglądać z bliska wrzosy, jagody i borówki.
-
Wrzosy, jagody, borówki? Pierwszy raz słyszę o takich zwierzętach.
-
Ależ to rośliny! Chodź, pokażę ci! – Weronika była bardzo przedsiębiorcza i nie
czekając na odpowiedź Norberta poleciała przodem.
Nosorożec
nie zastanawiał się ani chwili. Uszczęśliwiony, że w końcu ktoś chce z nim
rozmawiać pognał za swoją przewodniczką. Nie było łatwo jej dogonić.
-
Uwaga, przystanek pierwszy, jagodowisko! – Weronika znowu zawisła w powietrzu
trzepocząc skrzydełkami i wskazując odwłokiem niewysokie krzaczki, na których
rosły granatowe kulki.
Norbert
podszedł bliżej i nagle poczuł, że jest bardzo głodny.
-
Jak myślisz, czy te jagody nadają się do jedzenia? – zapytał swoją nową
koleżankę.
- Z
tego co wiem, to tak. Są podobno bardzo słodkie. Spróbuj!
Nosorożcowi
nie trzeba było dwa razy tego powtarzać. Rzeczywiście, granatowe kulki były
słodkie i pyszne.
-
Lecimy dalej – ważka przerwała Norbertowi ucztę. – Spróbujesz jeszcze borówek
brusznic. Są podobno bardziej cierpkie, ale mają interesujący aromat.
Rzeczywiście
czerwone kuleczki nie były tak słodkie, stanowiły jednak miłą odmianę smakową.
- A
teraz wrzosowisko. Wrzosy to kwiatki, nie mają owoców, ale może mogą zastąpić
deser – Weronika nie potrafiła dłużej zatrzymać się w jednym miejscu.
Liliowe
kwiatuszki nie za bardzo nadawały się do jedzenia, wyglądały jednak tak
pięknie, że Norbert długo przyglądał się im z zachwytem. Pośród kęp wrzosów
rozrzucone były wielkie głazy. Podążając za swoją przewodniczką, nosorożec
wspiął się na jeden z nich i stanął jak urzeczony. Przed jego oczami
rozpościerał się cudny widok. Przyzwyczajony do bezkresnych równin porośniętych
trawą, Norbert nie mógł wyjść z podziwu, że krajobraz może być tak urozmaicony.
-Pięknie, prawda? – zabrzęczała Weronika. – Miło było cię poznać, ale muszę już
lecieć. Trochę nieswojo się tu czuję. Za mało wilgoci. Cześć!
I
zanim nosorożec zdążył coś powiedzieć, ważka zniknęła mu z pola widzenia.
- I
znowu zostałem sam – westchnął ze smutkiem. – Jak ja teraz wrócę do domu?
Powoli
zaczął schodzić z zielonkawego głazu. Nogi same poniosły go w stronę skalnej
rozpadliny. Już z daleka zauważył ciemny otwór, całkiem podobny do tego na
sawannie.
„To
chyba droga powrotna” – pomyślał.
Nie mylił
się. Tym razem z dziury buchało afrykańskie gorąco. Norbert przymknął powieki i
wskoczył. Po chwili był już u siebie.
-
Dzień dobry! Mam na imię Nikodem. Byłeś na drugim końcu świata? - Naprzeciwko Norberta
stał bardzo podobny do niego nosorożec i z nieśmiałą miną pokazywał na otwór w
piaszczystej ziemi. – Też tam kiedyś trafiłem. Zobaczyłem wiele ciekawych
rzeczy, ale wolę naszą sawannę. A ty?
- Ja
chyba też –odpowiedział Norbert i poczuł, że wreszcie znalazł przyjaciela.