środa, 28 listopada 2018

Rok z Amigurumi (11) - Żółw Zygfryd

 
- Brrr, jak zimno na dworze! Dobrze, że mam gdzie się ogrzać! - Zygfryd prześlizgnął się między nogami wchodzących do domu dzieci i z lubością przytulił się na chwilę do ciepłego kaloryfera.
Zazwyczaj większość czasu spędzał na świeżym powietrzu, lubił cieniste, wilgotne zakątki, wolał chłód od upału, jednak listopadowy wicher i zacinający deszcz skutecznie wygnały go z ogrodu. Na szczęście rodzina, na posesji której przemieszkiwał latem, dysponowała przestronnym domem, chętnie więc przyjmowała żółwika na zimę pod swój dach. Zygfryd starannie wytarł zabłocone łapki i pomaszerował do kuchni. Zawsze znajdował tu coś interesującego. Nie inaczej było i tym razem.
Na wyszorowanym do czysta stole stała ciemnoniebieska, emaliowana miska, pełna tajemniczych ingrediencji.


 
- Mąka, masło, jajka, chyba cukier – żółw rozpoznawał kolejne składniki. - A te żółte gęste krople to chyba…, tak, to na pewno miód. – Obok miski stał słoik pełny złocistej cieczy. -Pozostaje jeszcze zidentyfikowanie brązowego proszku. Mmmm, co za zapach. To pewnie jest… przy-pra-wa ko-rzen-na do pier-ni-ka – Zygfryd przesylabizował napis na kolorowej paczuszce. - Oho, chyba będzie się tu dziać coś ciekawego – zadowolony zatarł łapki.

 
Z żółwika był niezły łakomczuszek, co było widać po jego wystającym brzuszku. Bardzo lubił słodycze i zimą często towarzyszył swoim gospodarzom podczas pieczenia pierniczków i innych ciasteczek. Kilka razy próbował nawet coś ulepić z aromatycznej masy, ale, jak sam twierdził, miał do tego maślane łapy. O wiele lepiej wychodziło mu wałkowanie ciasta i wykrawanie ciastek foremkami. Właśnie rozglądał się za swoją ulubioną, w kształcie serduszka, gdy nagle zauważył dziwny sprzęt. Wyglądał jak zwykły wałek do ciasta, ale na jego powierzchni powycinane były różne świąteczne motywy.
- Do czego to może służyć? – medytował Zygfryd. – Czyżby dało się upiec ciastka z takimi wzorkami? Mam nadzieję, że wkrótce się przekonam.


Tymczasem ciasto zostało zagniecione i odstawione na dłuższą chwilę do lodówki, natomiast żółwik postanowił się przespać.
Obudziło go głośne stuknięcie. Na stole ktoś zamaszyście umieścił stolnicę. Obok leżały już dwa wałki, jeden zwykły i drugi, ten z wzorkami, pojawiła się też blacha wyłożona papierem i pomarańczowy pojemnik z mąką. Zaczął się ulubiony przez Zygfryda etap produkcji ciastek – wałkowanie surowej masy. Tym razem po kilkukrotnym przejechaniu zwykłym wałkiem przyszedł czas na użycie tego drugiego.
 
 
- To chyba jakieś czary! – zawołał zdumiony żółw. Na gładkiej powierzchni pojawiły się płatki śniegu, renifery, dzwonki, choinka. Rysunek był delikatny, ale po umieszczeniu blachy z przełożonymi na nią surowymi ciastkami najpierw w zamrażalniku, a potem w gorącym piecu robił się trochę bardziej wyrazisty.



- No dobrze, ładne są takie wzorzyste wypieki, ja jednak tęsknię do tradycyjnych, wykrawanych – Zygfryd rozejrzał się niespokojnie po kuchni i z ulgą dostrzegł na drugim końcu stołu dobrze sobie znane metalowe kółko z nanizanymi na nie foremkami.


- Tam musi być moje ulubione serduszko – starannie przeszukiwał gąszcz kształtów, aż wreszcie znalazł to, czego szukał. Zdecydował się jeszcze na gwiazdkę, księżyc i kwiatuszek. Wykrawanie szło sprawnie i wkrótce na stolnicy pojawił się tuzin gwiazdek, potem księżyców, wreszcie serduszek i kwiatków.
 
 
Kolejne blachy wędrowały do piekarnika, a potem, gdy stygły, poddawane były wnikliwej kontroli jakości. Na ogół wypadała pomyślnie, Zygfryd jednak doszedł do wniosku, że najładniej wyglądają wzory odciśnięte na cieniutko wywałkowanym cieście.


 


- Niektóre egzemplarze wymagają jeszcze dopracowania – stwierdził na koniec.
 

Następnego dnia ciasteczka zostały podane na podwieczorek. Przygotowano do nich zimową herbatkę. Żółw znowu miał powody do zdziwienia.



- Plastry pomarańczy w filiżance? Laska cynamonu? Do tego wszystkiego herbata? I jeszcze ciemnoczerwony malinowy syrop? – Zygfryd bez przekonania spróbował gorącego płynu. - Dobre! Idealny dodatek do korzennych ciasteczek!


Renifer, gwiazdka, księżyc, a może jednak serduszko? – Żółwik nie wiedział na co się zdecydować. – Najlepiej wszystko po kolei. W moim brzuszku na pewno znajdzie się miejsce!




Wraz z Zygfrydem serdecznie dziękuję mojej Bratanicy za pomysł na opowiastkę i serdecznie pozdrawiam :)
 

 

sobota, 24 listopada 2018

Skrzaty z niespodzianką

 
 
To było znowu zamówienie. Moja Bratanica chciała obdarować urodzinowo swoją przyjaciółkę. Spośród kilku modeli prezentowanych w gazetce We love Amigurumi najbardziej przypadł jej do gustu skrzat w ogrodniczkach z czarnymi wąsami oraz siwy osobnik z kędzierzawą brodą.
 
  

Po wnikliwym przestudiowaniu instrukcji okazało się, że skrzaty mogą kryć w sobie niespodziankę, gdyż nie są wypchane kulką silikonową. Ich szkielet stanowi pusta kapsułka z jajka niespodzianki, a głowa jest przyczepiona do tułowia tylko kilkoma oczkami z tyłu, tak więc skrzacika można otworzyć. A w środku... no właśnie można tam włożyć co tylko wyobraźnia podpowie, byle drobiażdżek był małych rozmiarów.
 
    

 
Produkcja skrzatów była tak przyjemna, że zastanawiam się nad następnymi egzemplarzami. Jak na razie brakuje mi pustych kapsułek. Chyba muszę kupić jakieś jajko niespodziankę... :)
 

 
Skrzaty wybrały się na spacer po jesiennym lesie i spotkały takiego oto osobnika. Jest świetnie przygotowany na nadciągające mrozy. Ma wysokie buty, ciepły szalik i solidne filcowe rękawice.
 
 
Moja kolekcja jesiennych stworków rośnie i cieszy oczy :)
 

 
 
I na koniec jeszcze jeden osobnik. Niezły z niego słodziak, prawda?
 
 
 Podobny do swojego pierwowzoru?
 
 
Wszystkie stworzenia duże i małe pozdrawiają :)


środa, 7 listopada 2018

TUSAL listopadowy


No proszę, słoiczek prawie wypełniony. Kolejne hafty na czekoladowniki (i nie tylko), kolejne szydełkowe maskotki to kolejne warstwy nitek i ścinków w słoiczku.
 
 
Listopad zaczął się równie pięknie jak październik. Słońce, ciepło, przepych kolorów, nic tylko się zachwycać i gromadzić barwne wspomnienia na zimowe miesiące. Miechunki w odcieniach od jasnego pomarańczu do jasnej czerwieni na pewno to ułatwią. A do tego można pochrupać orzechy.


Listopadowe pozdrowienia :)

niedziela, 4 listopada 2018

W dalszym ciągu jesiennie


Nie wiem, czy to tegoroczna jesienna aura, tak łaskawa i bogata w kolory, sprawia, że nic nie może mnie powstrzymać przed kolejnymi jesiennymi haftami. Chcę za wszelka cenę utrwalić to bogactwo barw, a pojawiająca się okazja prezentowa jest do tego świetną motywacją.
Tym razem format zawartości czekoladownika większy, zmieścił się więc większy haft.
 
 
Pochłonął sporo czasu, chwilami oczy się buntowały, ale udało mi się zdążyć.
 
 
Wnętrze mniej reprezentacyjne, szczególnie na tym zdjęciu wypadło blado i niewyraźnie, ale nie było okazji powtórzyć sesji, bo czekoladownik został już wręczony. Na razie nie znalazłam innego cytatu, który tak by mi się spodobał.
 
Czekoladowo-jesienne pozdrowienia :)