Jakiś czas temu przyszła do mnie niespodziewana przesyłka. Trafiła na trudny, nerwowy moment (zawirowania zdrowotne w rodzinie - na szczęście wychodzimy już na prostą) i była idealnym antidotum na stres i zmęczenie.
"Miedziany listek" to trzecia z kolei, po "Srebrnym dzwoneczku" i "Złotej gwiazdce", książeczka pomagająca dzieciom oswoić nowe dla nich sytuacje takie jak początek szkoły (Marysia ze "Srebrnego dzwoneczka") czy narodziny młodszego rodzeństwa (Antek ze "Złotej gwiazdki"). Tereska jest już drugoklasistką i bardzo chciałby mieć braciszka lub siostrzyczkę, niestety wygląda na to, że jej marzenie nie może się spełnić. Zyskuje za to przyjaciela w osobie Jasia, który nie tylko nie ma rodzeństwa, ale również rodziców. Dzieci tropią także tajemniczego Potwora, który okaże się... nie, więcej nie napiszę. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co to za Potwór, musicie sami przeczytać. Jest to idealna lektura na jesień, zarówno tę złoto-miedzianą, jak i szaro-buro-deszczową. Uprzyjemniają ją przepiękne nastrojowe ilustracje. Trudno mi się zdecydować, która podoba mi się najbardziej. (Niestety nie jestem w stanie ładnie ich sfotografować, a są naprawdę warte zobaczenia - kolejny powód, by sięgnąć po książkę :)
Mam przyjemność pozostawać w kontakcie korespondencyjnym z Autorką tych uroczych opowiastek i "Miedziany listek" przyfrunął do mnie prosto od niej, wraz z przemiłą dedykacją. Jest to dla mnie ogromna radość i troszeczkę powód do dumy, choć żadna w tym moja zasługa. Dziękuję, kochana Emilio!
A tutaj miedziany listek w moim wykonaniu, wyhaftowany muliną na lnie. Pofrunął właśnie do Emilii z garścią refleksji po lekturze.
Miedziane pozdrowienia :)