Nie ma wielkiego wyboru wśród zasuszonych zeszłorocznych roślin, które jeszcze nadają się do ścięcia. Ale i tak efekt jest całkiem zadowalający. Wczoraj słońce próbowało się przedrzeć przez chmury, dzisiaj mu się udało.
Na gałązkach zebranych tydzień temu i wstawionych do wody zaczynają pojawiać się zielone zawiązki listków.
Podczas zeszłorocznych porządków w piwnicy znalazłam jeszcze dwa słoiki w "tusalowym" kształcie, tak więc nie było wątpliwości: Słoiczek 2023 musi powstać.
Tym razem przysiadły na nim motylki w dość chłodnych barwach dopasowanych jednak do Błękitnego Zamku. Szara koronka od dawna czekała na swój czas i wreszcie się doczekała. Tylko wstążeczki trzeba było dokupić, bo wszelkie niebieskości się już pokończyły.
Poduszeczka do igieł też nowiutka.
No to można się brać za kolejne robótki, jest gdzie wrzucać resztki. Nie wiem tylko, gdzie słoiczek wyląduje za rok. Miejsca na szafie na kolejny już nie ma, podobnie jak pomysłu, jak zagospodarować hafty z poszczególnych lat, gdybym zdecydowała się niteczki po prostu powyrzucać, a słoiki poddać recyklingowi. Może macie jakiś pomysł?
Dziś znowu same gałązki, te, które wystają spod śniegu. Na niektórych widać już pączki, ale na ich rozwinięcie będzie trzeba jeszcze poczekać. Do wazonu wlałam wodę i będę obserwować, co się będzie działo.
Na polach biało, choć ta biel dość mokra, bo temperatura w okolicach zera z tendencją do dodatniej.
Dziś trochę bezlistnych gałązek plus leszczyna gotowa już do kwitnięcia. Na spacer udało się pójść wczesnym popołudniem, gdy na chwilę przestało padać. Po drodze znowu pojawił się deszcz. Światła jak na lekarstwo (przy śniadaniu trzeba było zapalić lampę, żeby widzieć, co jest na talerzu), więc na zdjęciach nie widać odcieni poszczególnych gałązek. Jedno zdjęcie "poprawione" przez komputer, drugie bez retuszów, tylko trochę przycięte, a trzecie na zupełnie innym tle, robione tylko przy świetle choinki.
Skromnie dzisiaj, zimowo w sensie ubogiej roślinności. Trzymają się zasuszone szczawie i bylice, jest trochę traw, które dzisiaj świadomie pominęłam. Pogoda za to iście wiosenna (słońce, +10 stopni). W ogródku kwitną przebiśniegi, pojawiły się listki krokusów, zaczynają wychodzić tulipany, a tu dopiero początek stycznia...
Niech przynajmniej biały wazon będzie zimowym akcentem zamiast nieobecnego śniegu;)
Grudzień nie był hafciarsko zbyt owocny. Dopiero po świętach sięgnęłam po igłę. Nic więc dziwnego, że przybyły tylko trzy pąki, listek i pojawił się zaczątek trzeciej róży.
Może styczeń będzie łaskawszy. Dziś zamiast obiecanego "Stycznia" Beaty Obertyńskiej (jakoś nie bardzo przypadł mi do gustu), pierwsza część "Zimowego koncertu" Kazimierza Wierzyńskiego.
Kazimierz
Wierzyński
Koncert zimowy
1
Pierwsza płyta: Scarlatti,
Scarlatti, jak dzień dobry,
Śmieszny ze szczęścia,
Nieprawdopodobny
W tym śniegu, mrozie i zimie.
Scarlatti! Samo to imię!
Sonaty. Rozarium. Plastry. Miód.
Zbierały go wartkie pszczoły nut
I ponad Rzymem, nad Madrytem
Lepiły złoto-różowym świtem
Aż go zamknęły w szklanym słoju:
Horowitz z niego wytrząsa dziś deszcze
Włoskie, hiszpańskie, Bóg wie jakie jeszcze
Na nas, w Ameryce,
W zamkniętym pokoju.
Sonaty.
Rozarium. Deszcz i miód.
A może pod szkłem grudeczka radu,
Kryształek, promień, magiczny kruszec,
Cały ogromny świat pod kloszem
Na wsi, tu, w Massachusetts.
Sonaty. Rozarium. Kryształy. Świat.
Nie wiem już co. Mistyka. Żart.
Czerwone jabłka na cienkiej nóżce,
Na cienkiej nóżce niebieskiego powoju
Tańczą przy złotej, poważnej gruszce
I obijają się po pokoju.
(...)
Można posłuchać i poszukać tego wszystkiego, co znalazł Wierzyński:
U progu rozpoczynającego się roku 2023 życzę Wszystkim codziennych małych radości i zachwytów, które pomogą przetrwać trudniejsze chwile.
Styczniowe pozdrowienia :)
PS Nie wiem, czy to efekt zeszłotygodniowego spaceru po łąkowo-polny bukiet, w każdym razie wirusy znowu mnie zmogły i choć czuję się już lepiej, odpuściłam dzisiejsze wyjście, postanawiając do końca wyzdrowieć, zanim znowu ruszę na łąki i pola. Bukietu w tym tygodniu nie będzie...