Pan Andrzej przeczytał fragmenty "Jabłkowej opowieści" swojej cioci, Pani Krystynie Stankiewicz, córce Pani Heleny Stankiewiczowej. Pani Krystyna urodziła się w Berżenikach, często bywała w Raju profesora Hrebnickiego, spędziła tam lata wojenne. Miałam przyjemność porozmawiać z nią telefonicznie.
Jakiś czas potem dostałam list od Pana Andrzeja wraz z publikacją zawierającą wspomnienia o jego Ojcu, profesorze Aleksandrze Rejmanie. I tak oto w "Jabłkowej opowieści" pojawia się kolejny pomolog.
Aleksander Rejman pochodził z okolic Łańcuta, miał 8 braci. Wcześnie został osierocony przez ojca. Matce bardzo trudno było utrzymać tak dużą rodzinę, głód nieraz zaglądał im w oczy. Po kilku latach bracia zaczęli hodować pszczoły, uprawiać warzywa i truskawki, a wreszcie produkować drzewka (morwy, jabłonie, śliwy, czereśnie i grusze). Byli samoukami, ale bardzo chętnie sięgali po literaturę fachową, rozszerzając swoja wiedzę zdobytą dzięki praktyce.
Aleksander po zdaniu matury, namówiony przez jednego z braci rozpoczął studia w SGGW. Był bardzo pilnym studentem, otrzymał nawet stypendium państwowe, co było dużym osiągnięciem. Egzamin magisterski zdał w czerwcu 1939 roku i został asystentem w Katedrze Sadownictwa. Rozpoczął pracę w Sadzie Pomologicznym w Skierniewicach. Tu poznał profesora Adama Hrebnickiego, z którego wnuczką potem się ożenił. Przyszłość rysowała się w jasnych barwach, ale niestety nadszedł 1 września 1939...
Okres wojny profesor Rejman spędził głównie w Skierniewicach, gdzie starał się prowadzić normalną pracę naukową, obserwując podatność poszczególnych odmian jabłoni na mróz, hodując nowe odmiany. Został także członkiem AK. W sadzie odbywały się czasem w niedzielę ćwiczenia z bronią. Jedne z nich omal nie zakończyły się tragedią, gdyż w pewnym momencie, do szopy, gdzie ćwiczyli żołnierze wpadł ogrodnik wołając, że zbliżają się Niemcy. Oddajmy głos Profesorowi, który tak opisał to wydarzenie:
"Sytuacja była bardzo niebezpieczna. Uczestnicy ćwiczeń przygotowali broń z zamiarem zabicia Niemców, gdy tylko wejdą do szopy. Wyszedłem do zbliżających się żołnierzy i drżącym głosem zapytałem:
Was wunschen Sie? (Czego sobie panowie życzą?). Odpowiedzieli:
Wir wollen Obst kaufen (Chcemy kupić owoce). Oczywiście do szopy już nie weszli, a jabłek dostali, ile tylko mogli zabrać. Powiedziałem im też, że bardziej dojrzałe jabłka mamy w piwnicy, mogą przyjść do Osady Pałacowej i je dostaną. Po odejściu Niemców radość była ogromna, bo wszyscy wiedzieli, jakiej uniknęli tragedii."
Po wojnie Profesor od razu podjął pracę dydaktyczną, zajmował się w dalszym ciągu sadem, kontynuował prace hodowlane. Wyhodował kilka bardzo wartościowych odmian jabłoni m.in. 'Fantazja' powszechnie uznana za najsmaczniejsze polskie jabłko. Był świetnym wykładowcą. Jego studenci wspominają jego fotograficzną pamięć (bardzo rzadko korzystał z notatek podczas wykładu), talent dydaktyczny, przejawiający się w tym, że to o czym mówił było zawsze "starannie przemyślane i wykwintnie podane". Profesor Kazimierz Tomala wspomina, że z wielką przyjemnością słuchał wykładów Profesora Rejmana, podczas których prezentowane były różne odmiany jabłek i gruszek, krojone, smakowane. W ten sposób studenci wkraczali w magiczny świat owoców. Młodzi ludzie obdarzani byli wielkim kredytem zaufania, mogli zawsze zwrócić się do swojego Profesora o pomoc, nigdy się na nim nie zawiedli.
Profesor Aleksander Rejman zmarł w 2005 roku mając ponad 90 lat.
***
|
Malinówka sierpień 2015 |
Nieoczekiwane było również wydarzenie związane z malinówką, tym razem już nie takie miłe. Niestety, na początku sierpnia odłamał się jeden wielki konar. Był cały spróchniały w środku i prawdopodobnie nie wytrzymał ciężaru owoców. Mnóstwo niedojrzałych jabłek trzeba było wyrzucić. Susza spowodowała, że sporo owoców spada. Na razie nie nadają się jeszcze do przetworzenia. Mam nadzieję, że przynajmniej trochę dojrzeje i będziemy mogli cieszyć się ich smakiem.
Dzielnie natomiast trzymają się dwa rajskie jabłuszka. Oby tak dalej.
|
Rajska jabłoń Ola sierpień 2015 |
I na koniec, jak zwykle książkowa zagadka. Dzisiaj muszę wykropkować miejsce akcji i imię bohaterki, bo wszystko byłoby od razu jasne. Skąd pochodzi ten fragment?
„[Posiadłość] słynęła z obfitości jabłek. Podczas pierwszego jesiennego sezonu, gdy E. tam
nastała, zarówno w „starym”, jak i „nowym” sadzie plony były ogromne. W nowym
sadzie rosły uszlachetnione gatunki; w starym jabłka nie wymieniane w
katalogach, które były słodkie i bardzo aromatyczne. E. mogła jeść jabłka, jakie
chciała i w dowolnych ilościach, nie obowiązywały żadne ograniczenia, poza
jednym, nie wolno jej było brać jabłka do łóżka. Ciotka Elżbieta
nie chciała mieć w łóżku pestek, co E. uznała za słuszne, a dla ciotki Laury nie do
pomyślenia było jedzenie jabłka po ciemku, bo przecież można by zjeść robaka. E.
mogła więc zaspokoić apetyt na jabłka w domu, jednakże natura ludzka jest
przewrotna i zawsze wydaje się, że cudze jabłko jest lepsze od własnego, o czym
sprytny wąż w Raju dobrze wiedział. E., jak większość ludzi, miała również
przewrotną naturę i ciągle jej się wydawało, że najsmakowitsze jabłka ma Długi Jan. Zazwyczaj
trzymał je ułożone rzędem na półce w swoim warsztacie, którego podłoga usłana
była kobiercem z trocin. E. i Ilza mogły swobodnie częstować się nimi, ilekroć
przychodziły do tego czarującego miejsca. Najbardziej lubiły trzy odmiany
spośród jego jabłek – „pryszczate”, jakby chore na trąd, ale niezwykle
smakowite, „małe czerwone jabłuszka”, niewiele większe od orzecha,
ciemnoczerwone, lśniące jak satyna, które pachniały aromatycznie, oraz duże,
zielone „słodkie jabłka”, najbardziej lubiane przez dzieci. E. uważała dzień za
stracony, jeśli nie spałaszowała jednego z zielonych jabłek Długiego Jana. Zdawała
sobie sprawę, ze w ogóle nie powinna chodzić do Długiego Jana. Prawdę mówiąc, nikt jej
nigdy nie zakazywał, z tej prostej przyczyny, że jej ciotkom na myśl by nie
przyszło, ze mieszkanka [posiadłości] mogłaby zapomnieć o trwającej już od dwóch pokoleń
wendecie między dwoma domami: Murrayów i Sullivanów. Było to dziedzictwo, który każdy
przyzwoity członek rodu Murrayów szanował przez całe życie. Kiedy jednak E. znalazła
się w towarzystwie dzikuski Ilzy, wszelkie tradycje traciły sens, a smakowite jabłka
Długiego Jana wabiły nieodparcie."
Myślę, że i tak zagadka okaże się łatwa. Podpowiedzi jest mnóstwo. Zapraszam do zgadywania! Jabłkowy drobiazg, czekający na osobę, która odgadnie, jaka to książka, prezentuje się następująco:
Zaczęłam bawić się patchworkiem. To mój debiut w tym zakresie, bardzo amatorski, robiony na wyczucie, bez żadnych instrukcji i wskazówek. W środku jabłuszko zrobione techniką koronki renesansowej - owoc warsztatów w
Woli Sękowej. Macie na niego ochotę? Wpisujcie odpowiedzi w komentarzach.
Pozdrawiam serdecznie. Bardzo się cieszę z wszystkich odwiedzin i miłych słów, które tu zostawiacie. Dziękuję Wam :)