Wzór na moją pierwszą w życiu szydełkową serwetkę pochodził z "Poradnika Domowego". Było kiedyś takie czasopismo, mające swój niepowtarzalny styl, w którym, zgodnie z tytułem, można było znaleźć rozmaite porady, dotyczące prowadzenia domu. Do dzisiaj gotuję niektóre potrawy według świetnych przepisów z tej gazety. Niestety przemiany rynkowe zmieniły "Poradnik" w nijaką pozycję, podobną do dziesiątek innych. Przestałam go kupować, nie wiem, czy jeszcze istnieje.
Ale nie o tym chciałam pisać. Serwetka prezentowana w dziale "W wolnej chwili" w moim wykonaniu wyszła raczej krzywo, w jednym miejscu dość widocznie się pomyliłam i nie zauważyłam tego, aż do końca robótki. Mimo to byłam bardzo dumna z mojego debiutu. Do dzisiaj leży na półce, przesłonięty pudełkami z krawieckimi "przydasiami". Wystaje tylko brzeg, który może ujść w tłoku.
Potem pojawiły się kolejne wyroby, już trochę staranniejsze. Błędy udawało mi się wychwytywać na bieżąco i korygować. Serwetki, bieżniki, obrusiki, bożonarodzeniowe gwiazdki i aniołki - wszystko robione na szydełku.
Do tego, jak się nim posługiwać doszłam właściwie sama, studiując wskazówki w rozmaitych czasopismach. Toteż, gdy zobaczyłam w którejś "Annie" robótki frywolitkowe, byłam pewna, że dam radę rozszyfrować, jak się je wyrabia. Zakupiłam w pasmanterii czółenko i zaczęłam próbować. Niestety okazało się, że to nie takie proste. Nijak nie mogłam zorientować się, jak wiązać frywolitkowe supełki. To było w czasach przedyoutube'owych, nie znałam osobiście nikogo, kto mógłby mi wyjaśnić arkana tej sztuki, tak więc z żalem wrzuciłam czółenko na dno szuflady, mając jednak nadzieję, że może kiedyś...
Nadzieja wzrosła, gdy rozpoczęła się moja przygoda z blogami robótkowymi. Postanowiłam, że tegoroczne wakacje będą przebiegały pod znakiem frywolitki. Najpierw chciałam oprzeć się na poradach internetowych, ale potem stwierdziłam, że nic nie zastąpi kontaktu z żywym człowiekiem. Pomyślałam o jakichś warsztatach i tak właśnie trafiłam do Woli Sękowej.
O Uniwersytecie Ludowym czytałam u Agnieszki, na blogu Plachaart i tak mnie to zachęciło, że postanowiłam się tam wybrać. Nie odstraszyła mnie nawet odległość (jechać 300 km, żeby spędzić na miejscu tylko weekend?). Wyjechałam parę dni wcześniej, zahaczyłam o kilka ciekawych podkarpackich miejscowości, odpoczęłam, wyciszyłam się, pobyłam sama ze sobą i z Panem Bogiem - okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Wola Sękowa jest uroczą, zadbaną wsią, ludzie są przesympatyczni, a podczas zajęć na Uniwersytecie Ludowym powstają prawdziwe cuda.
W upalny weekend w połowie lipca odbywały się równolegle warsztaty tkackie, wikliniarskie i koronkarskie.
Stało się! Dzięki pani Marii Suwale, mistrzyni haftu i koronki, koronka frywolitkowa przestała być dla mnie czarną magią. Pierwsza serwetka treningowa nie nadaje się do pokazania. Nie zaciągałam równo węzełków, myliła mi się ilość pikotków, zapominałam o przyłączaniu kolejnych kółeczek, ale zapewnienia Pani Marysi, że "nic się nie dzieje" dodawały mi otuchy.
Trochę poćwiczyłam i już w domu powstała taka oto jabłuszkowa zakładka, którą wysyłam do Dużego Brązowego Domu. Mama Kasia odgadła zagadkę z siódmego odcinka Jabłkowej opowieści - serdecznie gratuluję! :)
Oprócz frywolitki nauczyłyśmy się (przy okazji pozdrawiam serdecznie moje współwarsztatowiczki: Dorotę i Zosię - Dziewczyny, dzięki za wspólnie spędzone, miłe chwile) również podstaw koronki teneryfowej,...
...renesansowej,...
...oraz robienia sznureczka na laleczce dziewiarskiej. Pani Mario, bardzo, bardzo dziękuję za wszystko!!!
Z pewnością jeszcze nie raz będę wracać myślami do Woli Sękowej, a kto wie, może w przyszłym roku zawitam tam ponownie, by zgłębiać tajniki kolejnej gałęzi rzemiosła artystycznego. Pozdrawiam Dyrekcję i Wykładowców ULRA :)
Życzę Wszystkim pięknego ciągu dalszego lata :)
Ale nie o tym chciałam pisać. Serwetka prezentowana w dziale "W wolnej chwili" w moim wykonaniu wyszła raczej krzywo, w jednym miejscu dość widocznie się pomyliłam i nie zauważyłam tego, aż do końca robótki. Mimo to byłam bardzo dumna z mojego debiutu. Do dzisiaj leży na półce, przesłonięty pudełkami z krawieckimi "przydasiami". Wystaje tylko brzeg, który może ujść w tłoku.
Potem pojawiły się kolejne wyroby, już trochę staranniejsze. Błędy udawało mi się wychwytywać na bieżąco i korygować. Serwetki, bieżniki, obrusiki, bożonarodzeniowe gwiazdki i aniołki - wszystko robione na szydełku.
Serwetki - wybór |
Do tego, jak się nim posługiwać doszłam właściwie sama, studiując wskazówki w rozmaitych czasopismach. Toteż, gdy zobaczyłam w którejś "Annie" robótki frywolitkowe, byłam pewna, że dam radę rozszyfrować, jak się je wyrabia. Zakupiłam w pasmanterii czółenko i zaczęłam próbować. Niestety okazało się, że to nie takie proste. Nijak nie mogłam zorientować się, jak wiązać frywolitkowe supełki. To było w czasach przedyoutube'owych, nie znałam osobiście nikogo, kto mógłby mi wyjaśnić arkana tej sztuki, tak więc z żalem wrzuciłam czółenko na dno szuflady, mając jednak nadzieję, że może kiedyś...
Nadzieja wzrosła, gdy rozpoczęła się moja przygoda z blogami robótkowymi. Postanowiłam, że tegoroczne wakacje będą przebiegały pod znakiem frywolitki. Najpierw chciałam oprzeć się na poradach internetowych, ale potem stwierdziłam, że nic nie zastąpi kontaktu z żywym człowiekiem. Pomyślałam o jakichś warsztatach i tak właśnie trafiłam do Woli Sękowej.
O Uniwersytecie Ludowym czytałam u Agnieszki, na blogu Plachaart i tak mnie to zachęciło, że postanowiłam się tam wybrać. Nie odstraszyła mnie nawet odległość (jechać 300 km, żeby spędzić na miejscu tylko weekend?). Wyjechałam parę dni wcześniej, zahaczyłam o kilka ciekawych podkarpackich miejscowości, odpoczęłam, wyciszyłam się, pobyłam sama ze sobą i z Panem Bogiem - okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Czas płynie tu inaczej odmierzany takim oto zegarem |
Mieszkańcy mają czas powędkować... |
Mieszkańcy? |
Tacy "mieszkańcy" wędkują okrągły rok, 24 godziny na dobę :) |
Stało się! Dzięki pani Marii Suwale, mistrzyni haftu i koronki, koronka frywolitkowa przestała być dla mnie czarną magią. Pierwsza serwetka treningowa nie nadaje się do pokazania. Nie zaciągałam równo węzełków, myliła mi się ilość pikotków, zapominałam o przyłączaniu kolejnych kółeczek, ale zapewnienia Pani Marysi, że "nic się nie dzieje" dodawały mi otuchy.
Trochę poćwiczyłam i już w domu powstała taka oto jabłuszkowa zakładka, którą wysyłam do Dużego Brązowego Domu. Mama Kasia odgadła zagadkę z siódmego odcinka Jabłkowej opowieści - serdecznie gratuluję! :)
Oprócz frywolitki nauczyłyśmy się (przy okazji pozdrawiam serdecznie moje współwarsztatowiczki: Dorotę i Zosię - Dziewczyny, dzięki za wspólnie spędzone, miłe chwile) również podstaw koronki teneryfowej,...
...renesansowej,...
...oraz robienia sznureczka na laleczce dziewiarskiej. Pani Mario, bardzo, bardzo dziękuję za wszystko!!!
Z pewnością jeszcze nie raz będę wracać myślami do Woli Sękowej, a kto wie, może w przyszłym roku zawitam tam ponownie, by zgłębiać tajniki kolejnej gałęzi rzemiosła artystycznego. Pozdrawiam Dyrekcję i Wykładowców ULRA :)
Życzę Wszystkim pięknego ciągu dalszego lata :)
Cuda, cuda, cuda! Dla nabycia takich umiejętności to i tysiąc kilometrów warto przejechać.
OdpowiedzUsuńA Twoje szydełkowe serwetki to prawdziwe dzieła sztuki! Ty marzyłaś o frywolitkach, a ja o tym, aby kiedyś spod mojej ręki wyszła choć w połowie tak piękna serwetka :)
Na pewno wyjdzie! Wysyłam pozytywne fluidy :)
OdpowiedzUsuńTo ja, to ja, spieszę donieść, że odebrałam dziś pod wieczór Twoją, Olu, prześliczną niespodziankę. Książkę od razu zaczęłam czytać - uwielbiam takie wspomnienia! A to frywolitkowe arcydzieło chyba oprawię i powieszę w sypialni, bo kto to widział, żeby takie cudo szargać po różnych zakurzonych tomiszczach :0)
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię mocno, droga sąsiadko! Jeśli pozwolisz, to zaprezentuję z dumą Twoje dzieło u siebie.
Będzie mi niezmiernie miło :) Daj znać, jak Ci się podobała książka. Odwzajemniam uściski :)
UsuńAle się cieszę, że dotarłaś do Woli Sękowej! Pani Maria jest wspaniała, uczyła nas jeszcze haftu.
OdpowiedzUsuńZdanie, które powtarzała i utkwiło mi w pamięci to "Każda ręka robi inaczej". Jest w nim 100% racji, ten sam wzór, te same nici, a każdemy wyjdzie trachę inaczej...:)
Ściskam!
Zgadza się. I to jest piękne! :)
UsuńPrzesliczne serwetki.
OdpowiedzUsuńMoja babcia potrafila takie roic, niestety, choc probowala mnie nayczyc, nic jej z tego nie wyszlo. Mam dwie lewe rece do takich robotek i brak cierpliwosci. Podziwiam!
Każdy do czegoś innego ma dar. Ty na przykład robisz przepiękne zdjęcia, czego nie można powiedzieć o moich.
UsuńSerwetki urocze. W Dukli byłam w zeszłym roku. Strasznie podobają mi się tamte okolice.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)