Marcowe kwiatuszki to bratki. W ogródku rosną już dwa tygodnie, dzielnie opierając się wcale nie małym jak na marzec mrozom. W tym roku posadziłam same miniaturki. Dwie sadzonki znalazły się w doniczce, by mogły towarzyszyć kartce podczas sesji zdjęciowej.
Kolorystyka trochę inna niż tych wyhaftowanych, ale akurat takie były w pobliskim ogrodnictwie. Idealnie pasujące do bratków z kartki widziałam w jednym z okien na sąsiedniej ulicy, ale nie udało się ich pożyczyć ;)
Wiersz dzisiaj znowu autorstwa Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Bardzo nieoczywisty i dość zaskakujący.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Wściekłe bratki
Jeden z bratków, gorący i
amarantowy,
patrzy mi prosto w oczy groźnie jak samuraj.
Cała grządka spogląda ciężkim wzrokiem sowy,
fiołkowa, granatowa, czerwona, ponura.
Ten niebieski już więdnie. Tamten żółty tetryk,
złośliwie i ze wstrętem marszczy nos wklęśnięty,
a jakiś bratek-siostra, w rzęsach na dwa metry,
łzę rosy liściem ściera z policzków wygiętych.
Największy brat, jak pasza w turbanie z fioletów,
z goryczą w dół opuścił pociemniałe wargi
wśród liści, obróconych ku górze sztyletów,
skąd dymna wilgoć róży paruje jak nargil.
Bez strachu groźną grządkę przebiegł szary pająk,
więc gniewają się, warczą kwiaty w złym humorze -
- O coś chciały zapytać. Oburzone wstają,
a wiatr im aksamitne nakłada obroże.
I znów patrzą w zmartwieniu pustem i jednakiem,
począwszy od tetryka, skończywszy na paszy -
Bratki! Wyszłyście z ziemi skrzywione niesmakiem.
Coś wam się nie podoba. Czy tam może straszy?
Kwiatowe pozdrowienia :)