I znowu odrobinkę do przodu. Nie łudzę się, że zakończę rok na zero, ale cieszę się, że mimo trudnego czasu coś udaje się robić. Październik kończył się tak:
A tak wygląda koniec listopada:
Osłabł mój zapał do konwalii, jakoś nie współbrzmią z listopadową szarugą. Dokończyłam tylko kolejny kwiatek i zaczęłam kolejny fragmencik girlandki.
Jesienne chłody skłaniają do sięgnięcia po wełnę. Próbowałam coś zrobić z szaro-liliowymi kwadracikami, dołączyłam kilka kolejnych i wena mnie opuściła. Chyba zmienię koncepcję.
Przerzuciłam się zatem na musztardową chustę. Druty to raczej nie moja bajka, ale ponieważ coś mnie kiedyś podkusiło, żeby zacząć, szkoda mi teraz tego pruć. Przybyło kilka rządków i nawet trochę mnie wciągnęło. Oby na dłużej.
Jak na razie jedyną nie ruszoną robótką pozostają szydełkowe kwiatki mające w zamierzeniu zdobić firankę do kuchni. Co z tego wyjdzie, zobaczymy.
Pozdrowienia u kresu listopada :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wizytę i za miłe słówko :)