W zeszłym roku pod choinkę dostałam elegancki szalik z czystej wełny. Po przeglądzie całej mojej kolekcji czapek stwierdziłam, że żadna tak do końca do niego nie pasuje. Dokonałam więc przeglądu zapasu włóczek i znalazłam kilka motków również czystej wełny, które są pamiątką po mojej E. Zaczęłam od mitenek z tego wzoru.
Poszło szybko, więc przeszłam do czapki.
Zrobiłam kilka rzędów i utknęłam. Robiło się coraz cieplej, więc odłożyłam robótkę na bliżej nieokreśloną przyszłość. W październiku dostałam w prezencie kolejny szal, do którego mitenki i tworząca się czapka świetnie dopasowały się kolorystycznie.
Wróciłam do robótki i tym razem udało mi się skończyć.
Sporo zrobiłam 11 listopada, kiedy to planując dobrą chwilę do Kalendarza usiadłam w fotelu przy zapalonej świecy i podjadając rogala z białym makiem oraz popijając go herbatką, spokojnie sobie szydełkowałam.
Ostatecznie do Kalendarza trafiła inna chwila, ale czapka na tym zyskała.
Sesję fotograficzną postanowiłam zrobić w plenerze, wykorzystując pierwszy tej jesieni śnieg, który zasypał Wilcze Doły. Gdy pojawiłam się tam w ostatnią listopadową sobotę przed 8 rano, niebo było szczelnie zasnute ołowianymi chmurami.
Niezrażona szarością położyłam czapkę i mitenki na stoliczku pokrytym warstwą śniegu i w tym momencie przez chmury zaczęło przedzierać się słońce.
Z chwili na chwilę widać było więcej błękitu.
Wracałam może nie w pełnym słońcu, ale jak na listopad to przy pięknej pogodzie.
Poranek wcale tego nie zapowiadał. Jak w życiu. Szara codzienność od czasu do czasu zostaje rozświetlona niespodziewanymi rozbłyskami światła.
Jesienno-zimowe pozdrowienia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wizytę i za miłe słówko :)