Coś nie mam szczęścia do słonecznych lipcowych poranków. Kolejny tydzień i niebo znów zasnute chmurami.
Całe szczęście tuż przy wejściu na Wilcze Doły powitała mnie urocza kępka czerwonych maków i od razu "pokolorowała" cały spacer.
Dąb wygląda niemal identycznie jak w zeszłym tygodniu.
Schodząc, zgodnie z planem na dno zbiornika minęłam dorodny okaz kopru, wg aplikacji, włoskiego.
Na zboczu o wystawie słonecznej rozkwitły kolejne rośliny.
Wśród nich macierzanka...
... i rozchodnik kaukaski. Mam w ogrodzie niemal identyczny, tylko mój kwitnie na biało.
Po drugiej stronie ścieżki, wśród schnących już traw wyrósł dwubarwny nachyłek barwierski.
Kakao piłam spoglądając na wilki.
W pudełku ponownie bułeczka twarogowa, którą tym razem ponacinałam i w nacięcia włożyłam śmietankowy serek, a obok wsypałam pyszne borówki od sąsiada.
I jeśli nawet płacze człowiek wieczorem, ranek przywraca mu radość. (Ps 30,6cd)
Rozkwitły już pierwsze wrotycze i nawet nawłocie, czyli nasze rodzime mimozy. A mimozami się zaczyna... No, jeszcze nie, ale niedługo połowa lata.
Lipcowe pozdrowienia :)
Piękne, sycące oko i duszę :) roślinne ślicznotki i nastrojowe chmury, za którymi na pewno kryje się słońce :) cudnie ukazujesz Olu urok tego miejsca! gorące pozdrowienia w tym deszczowym lipcu :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem pewna, że za chmurami jest słońce i prędzej czy później wychodzi
UsuńŚliczne kadry, choć brzmią nieco nostalgicznie. Rozkwitające nawłocie i u nas sugerują bliskość jesieni, a przecież jeszcze lipiec...
OdpowiedzUsuńNo właśnie, do półmetka lata jeszcze trochę brakuje...
Usuń